Telefon do zmarłych
Hallo, Noboyuki, tu tata, co porabiasz, jesteś z mamą? – brzmi jak zwykła rozmowa telefoniczna. I tak by było, gdyby nie fakt, że Noboyuki nie żyje od ośmiu lat, a jego mama – od czterech. Rozżalony ojciec i mąż łączy się z wiatrem, który ma zanieść jego słowa do zmarłych i w ten sposób ukoić jego smutek, a także dać nadzieję na to, że pewnego dnia znowu się z nimi spotka.

Otsuchi to 11-tysięczne miasto w północnej Japonii. To tutaj 72-letni Itaru Sasaki, przytłoczony śmiercią kuzyna, postawił w swoim ogródku niewielką budkę telefoniczną. Jest ona biała, przeszklona i zwrócona w stronę oceanu, a w środku znajduje się staromodny czarny aparat telefoniczny. Budka zwana jest Kaze no Denwa – The Wind Phone. Sasaki opowiada w niej przez słuchawkę kuzynowi o swoim smutku, o tym, jak tęskni i jak mu się teraz żyje.
W 2011 roku miasto nawiedziło trzęsienie ziemi i tsunami, w wyniku którego życie straciło ponad 2000 osób. Wówczas Itaru Sasaki udostępnił telefon wszystkim rozpaczającym po śmierci bliskich. Od tego dnia budkę odwiedziło ponad 25 tysięcy osób, nie tylko Japończyków, lecz także cudzoziemców – wszyscy oni chcieli w ten sposób poradzić sobie ze stratą.
Dzwoniący wybierają numer telefonu: albo ten, który miał za życia zmarły, albo pierwszy lepszy, i mówią do słuchawki, a wiatr niesie ich słowa. Opowiadają o tym, co u nich, że mają nadzieję na szybkie spotkanie, o zakupach, o sprawach drobnych, ale i tych ważnych. Ci, którzy ze wzruszenia nie mogą znaleźć słów, zapisują swoją wiadomość w umieszczonym obok aparatu notesie. Jedna z nich brzmi:
„7 lutego 2019 r.: nie wiedziałem, co powiedzieć, chyba nie jestem gotowy – przyjadę jeszcze raz wiosną”.
Telefon jest szczególnie pomocny dla tych, których bliscy odeszli nagle, niespodziewanie, w wyniku wypadków, katastrof, samobójstwa, i nie można było się z nimi pożegnać. Rozmowa daje tę możliwość, można też opowiedzieć o tęsknocie i rozpaczy, pomaga znaleźć w sobie siłę i pogodzić się z nagłym odejściem bliskiego. „Zamykasz oczy i słuchasz – twoje uczucia płyną do tych, których straciłeś” – twierdzą osoby korzystające z budki. „Wiedziałem, że nikt mi nie odpowie, ale czułem, że moja żona tam była” – mówi wzruszony mężczyzna, który w wyniku tsunami stracił żonę i sam wychowuje czwórkę dzieci. „Powiedziałem jej, że wiem, że nie może wrócić, ale ja pewnego dnia do niej przyjdę. To tak, jakbym zamykał oczy, ale czuł, że cały czas ktoś mnie słucha. Byłem taki szczęśliwy!”.
Z budki korzysta więcej mężczyzn niż kobiet. Tłumaczy to zapewne fakt, że w kulturze japońskiej nie ma miejsca na uzewnętrznianie swoich emocji, zwłaszcza w pokoleniu 60-70-latków. Kobiety spotykają się ze sobą na grupach wsparcia, mówią o stracie, płaczą, pocieszają się. Mężczyźni są raczej osamotnieni w cierpieniu, tłumią uczucia, nie mówią o nich.
Budka telefoniczna pozwala w prywatności uporać się z tym przeżyciem, daje przestrzeń na łzy, intymne słowa do najbliższych. Po odbyciu rozmowy na twarzach ludzi widać ulgę, uśmiech. Itaru Sasaki za sprawą swojej budki dał powściągliwym Japończykom możliwość uporania się ze swoimi uczuciami. Takie rozwiązanie może spotkać się z zainteresowaniem wszystkich społeczeństw, w których kulturę jest wpisane tłumienie emocji.
Budki z telefonem do zmarłych stanęły już w Danii, na wyspie Lyo i w Irlandii – niestety po dwóch tygodniach została kompletnie zdewastowana przez Irlandczyków, najwidoczniej nie są oni jeszcze gotowi na taki wynalazek. Być może w dobie pandemii, gdy duży nacisk kładzie się na dystans społeczny, a możliwości korzystania z grup wsparcia i spotkań terapeutycznych są ograniczone, budki staną się popularnym narzędziem umożliwiającym pogodzenie się ze śmiercią bliskich.