Tu zmarli nie spoczywają w pokoju
Lagos to największe miasto w Nigerii. Mieszka w nim 21 milionów osób. Przewidywana długość życia to 55,5 roku. Przy takich wskaźnikach trzy cmentarze komunalne w mieście już dawno powinny się zamknąć z powodu przepełnienia. A jednak tak się nie dzieje…

Jest środek tygodnia, a na cmentarzu Atan tłoczno jak na targu. Przez bramę 25-hektarowej nekropolii nieustannie przechodzą tłumy, ale tylko jakieś 40 proc. osób przyszło na pogrzeb lub by odwiedzić grób bliskiego. Reszta to grabarze, murarze, zawodowi żałobnicy, drobni handlarze, urzędnicy i – co najważniejsze – naganiacze. Ich celem jest wyłowienie z tłumu nowych twarzy i zaoferowanie usług, na które monopol powinna mieć teoretycznie tylko administracja cmentarza. Segun, jak przedstawia się jeden z mężczyzn, zaczepia mnie jako pierwszy.
– Jestem grabarzem, sprzedaję też prawdziwy granit. Pokażę ci dobre miejsce na pochówek – proponuje, a inni naganiacze machają, żebym podszedł do nich. Segun upiera się, że jego oferta jest nie do przebicia. Kontroluje cmentarne działki, które może sprzedać po atrakcyjnych cenach. Wskazując miejsce przy alei cmentarnej, oferuje jego sprzedaż za dwa miliony naira (4,6 tys. euro). – Na to miejsce jest wielu chętnych – przekonuje.
Rozmowa przybiera inny obrót, gdy mówię, że rodziny zmarłego nie interesuje utrzymanie miejsca na dłużej. – Mamy tu działki tymczasowe. Dasz sto tysięcy naira (230 euro), a ja zajmę się resztą – proponuje Segun, ale zastrzega: – Mam nadzieję, że zmarły będzie miał akt zgonu, bo nikt tu nie pozwoli ci pochować ofiary morderstwa.
Gdy pytam, czy miejsce, które kupię, będzie nieużywane, Segun patrzy na mnie z niedowierzaniem. – Nieużywany grób? Nie ma tu takich – tłumaczy. – Tymczasowe są sprzedawane kolejnym klientom, a nawet jeżeli zapłacisz 400 tysięcy naira (930 euro) za stałe miejsce, to jeśli przestaniesz się nim opiekować i grób zniszczeje, zostanie sprzedany.
Segun uspokaja mnie, że nie muszę martwić się o obecnego lokatora grobu. – Dopilnuję, żeby grób był czysty, zanim pochowasz tam swojego bliskiego – zapewnia, zastrzegając, że nie wyda mi paragonu za usługę, ale zagwarantuje dobre miejsce.
Gdy wyrażam wątpliwość, czy działalność Seguna i jego kolegów jest zgodna z polityką gruntowo-finansową zarządcy cmentarza, mężczyzna kieruje mnie do biura nekropolii, gdzie przedstawiciel władz lokalnych – prosząc o anonimowość – zapewnia, że wszystko jest w porządku, a nawet zabiera mnie na obchód terenu. – Za stałe miejsce trzeba zapłacić 400 tysięcy naira, co pokrywa koszty wykopania grobu, cementu i pomnika, ale tyle kosztują groby daleko w krzakach. Za te bliżej głównych alei trzeba zapłacić 1,5 miliona albo i 3 miliony naira (6 tys. 970 euro). Od władz lokalnych rodzina zmarłego dostaje świadectwo zajmowania grobu.
– Prawda jest taka, że nie mogę zagwarantować, że grób pozostanie nienaruszony, jeżeli wybierze pan niższą cenę, dlatego większość ludzi chowa zmarłych i już na grób nie wraca – tłumaczy urzędnik. – Do nas należy ocena, które groby można ponownie wykorzystać. Kości albo rozpuszczamy w chemikaliach, albo palimy.
Cmentarz dla biedoty
Nekropolia w Lagos odbiega od standardów znanych z europejskich cmentarzy. Okazuje się, że powodem zaniedbanego wyglądu nie jest lenistwo tutejszej ekipy porządkowej. – Sprzątamy wokół grobów, kosimy trawę i wycinamy krzaki tylko na prośbę właścicieli grobów – wyjaśnia urzędnik. – Gdybyśmy robili to z własnej woli, te bardziej podejrzliwe rodziny mogłyby oskarżyć nas o usuwanie ciała zmarłego z grobu albo o praktyki sekciarskie.

Lokalne władze nie naciskają na utrzymanie porządku, mimo że czerpią z nekropolii pokaźne zyski. Być może dzieje się tak, ponieważ na cmentarzach komunalnych chowa się biedotę albo tych, którym mimo zasobniejszego portfela udało się dostać pozwolenie na pochówek na cmentarzu komunalnym. Głównie są to osoby, które muszą albo chcą zaoszczędzić. Bogatszych chowa się na prywatnych cmentarzach, często sąsiadujących z miejskimi. Tak właśnie jest na cmentarzu Atan. Obok części komunalnej znajduje się część prywatna zarządzana przez firmę Ebony Casket Ventures. Nie ma tu mowy o zapadniętych, przechodnich grobach i porastających wszystko krzakach. Teren jest schludny, a spokoju zmarłych i żywych pilnują ochroniarze.
Jedynym dobrze utrzymanym komunalnym fragmentem cmentarza jest kwatera, w której leżą nigeryjscy żołnierze polegli w czasie II wojny światowej. Przychodzą tu turyści, czytają napisy na nagrobkach, pstrykają zdjęcia. – Wiele lat temu mieliśmy tu incydent, że ktoś otworzył grób i przy nim majstrował – wspomina urzędnik. – Moi poprzednicy mieli szczęście, bo rodzina zmarłego nie dowiedziała się o tym. Robotnicy szybko zamknęli grób, a zarząd cmentarza zwiększył liczbę patroli przy tej kwaterze. Zapewniam, że jeśli wykupi pan grób za pośrednictwem właściwych osób, bezpieczeństwo pana zmarłego jest gwarantowane.
Mało kto może sobie na takie zapewnienia pozwolić. Zasiłek pogrzebowy wypłacany przez lokalne władze to grosze, które nie wystarczają na pochówek. – Rodziny przychodzą do nas z aktem zgonu i proszą, żebyśmy pomogli pochować bliskiego. Kierujemy ich wtedy do kwater tymczasowych. Grabarz dostaje pięć tysięcy naira, a my 20 tysięcy (46 euro). Rodzinie od razu mówi się, żeby na żaden grób potem nie przychodziła, bo go nie znajdzie. Dół jest płytki, bez tabliczki, a po paru miesiącach, kiedy mamy pewność, że pod ziemią zostały tylko suche kości, miejsce jest ponownie wykorzystywane – jasno stawia sprawę urzędnik.
Szczątki wyjęte z grobu są kremowane. – Zbieramy je w możliwie największą stertę i palimy. Musimy je dokładnie spalić, bo jeśli coś zostanie, miejscowych będzie kusiło, żeby to zabrać i sprzedać sekciarzom albo zielarzom – tłumaczy urzędnik i dodaje, że najbardziej pożądane są kości pochodzące z ciał, które do końca się nie rozłożyły.
Atan jest jednym z trzech cmentarzy komunalnych w Lagos. Wszystkie z nich przedstawiają podobny albo gorszy widok: rozpadające się groby są zarośnięte chwastami. Poza tym są one ulubionym miejscem gryzoni i kryminalistów, którzy załatwiają tu interesy. Na cmentarzu Matori dwa budynki administracyjne tylko w teorii pełnią funkcję biurową. Przez całą dobę okupują je bezdomni, bo wejść tu może każdy w dzień i w nocy.
Sytuacja z grobami jest identyczna jak na cmentarzu Atan. Samson Famoyegun, pracownik nekropolii, potwierdza, że groby są w opłakanym stanie. – Jeżeli rodzina płaci za grób tymczasowy, to nie ma na nim żadnego pomnika ani nawet tabliczki, ale jeśli ktoś płaci za grób stały, wtedy takie miejsce jest utrzymane w dobrym stanie. U nas nawet po śmierci nie wszyscy są równi – konstatuje smutno Famoyegun.
Starszy mężczyzna nieopodal bramy cmentarza jest znany w okolicy jako Baba. Żebrze wokół nekropolii
już od ponad 30 lat. Według niego to miejsce, gdzie można się wyspać, bo panuje tu spokój. Wiele lat temu Baba miał z cmentarza skromny dochód.
– Widzisz tamto miejsce? – wskazuje niewielki, lecz gęsty las z drzewami o mięsistych liściach. – Chowają tam ludzi prosto do ziemi, więc gdy się rozkładają, stają się nawozem. Hodowałem tam kiedyś warzywa, kukurydzę i pochrzyny. Miałem dobre zbiory, sprzedawałem wszystko na bazarze w Oyingbo. Zawsze miałem najświeższe i największe warzywa. Potem mi zabronili hodowli, bo pojawili się złodzieje kości.
Baba zwierza się, że na cmentarzu Atan są pochowani jego rodzice. Oczywiście po ich grobie nie został już ślad. On sam też chciałby tu kiedyś spocząć. Chociaż wie, że jego ciało nie zostanie długo w jednym miejscu.
sunnewsonline.com