Za drzwiami domu pogrzebowego – historie, o których trudno zapomnieć
Pracownicy domów pogrzebowych rzadko mówią o kulisach swojej pracy, jednak nawet im zdarzają się zabawne sytuacje. Opowieści o upadających trumnach, zaskakujących spotkaniach z rodzinami i pomyłkach to dowód, że życie zawodowe w branży funeralnej potrafi być wyjątkowe.

Wszystkie opisane poniżej sytuacje wydarzyły się naprawdę. Zostały przytoczone na amerykańskim fanpage’u VLOG7MS, poświęconemu branży funeralnej. Admin zapytał o najbardziej nietypowe wydarzenie z pracy i… w zamian otrzymał te historie (pisownia oryginalna)!
- „Gdzie mam zacząć? To był mój trzeci odbiór w życiu… Jest druga w nocy, dom opieki jest martwy jak sama śmierć, ale o tym opowiem innym razem. Idę do pokoju, który wskazała mi pielęgniarka, i oczywiście mają tam cztery pacjentki w jednym pokoju. Podchodzę do starszej pani, zdejmuję pokrowiec z wózka, układam go i idę, żeby ją podnieść, a ona budzi się i zaczyna krzyczeć… Ja krzyczę też.
Pielęgniarka biegnie, poślizguje się i upada w drzwiach, wszyscy troje umieramy ze śmiechu. Nie wiem, czy powinienem uciekać, czy zemdleć. Pielęgniarka w końcu wstaje i mówi, że to nie ta osoba. No tak, na to już wpadłem. Najsmutniejsze jest to, że wyglądała bardziej jak nieżywa niż ta, którą miałem zabrać”. - „Podchodzę do grobu na ceremonii w wiejskiej Oklahomie (gdzie ziemia to sama glina i skały), aby otworzyć trumnę do ostatniego pożegnania, gdy nagle ziemia ustąpiła pod moją stopą. Jedna noga wpadła do grobu, zostawiając mnie w rozkroku nad grobem, próbującego wydostać się z powrotem na oczach zgromadzonej rodziny i żałobników”.
- „Pamiętam pochówek na katolickim cmentarzu, gdzie nie wymagano betonowych osłon grobowych. Lał deszcz, a żałobnicy zostali w samochodach jakieś dwa i pół metra za mną. Koparka wrzuciła pierwszą porcję ziemi, a wieko drewnianej trumny zapadło się! Operator koparki był w kompletnym szoku, ale dałem mu znak, żeby kontynuował zasypywanie grobu. Rodzina nic nie zauważyła”.
- „Zgubiłem się w szpitalu i przewożąc zmarłego na wózku, przejechałem przez kawiarnię pełną ludzi jedzących śniadanie”.
- „Prawie wpadłem na głębokość dwóch metrów do grobu pod trumnę na oczach rodziny. To przydarzyło mi się latem, kiedy dostałem udaru cieplnego i mdlałem, wpadając do grobu. Na szczęście dyrektor zakładu pogrzebowego, z którym wtedy pracowałem, złapał mnie, zanim zdążyłem wpaść”.
- „Wcisnąłem jeszcze jeden stojak na kwiaty do sali, uderzając przy tym w inny stojak, który przewrócił kolejne i tak wszystkie stojaki przewróciły się jak domino, aż ostatni uderzył w lampę, która spadła i się rozbiła. W pokoju było co najmniej 30-40 osób, które uznały to za niesamowicie zabawne”.
- „Zapytałem pana, gdzie spoczywa jego tata, kiedy przyjechaliśmy go odebrać z domu… Wskazał na kanapę, obok której stałem”.
- „Nie mogłem znaleźć nikogo do pomocy przy rozładowywaniu trumien, więc zrobiłem to sam. Gdy postawiłem ostatnią, potrąciłem ją i przewróciłem dziesięć trumien mojej konkurencji na betonową podłogę. Wybiegłem na zewnątrz, rozejrzałem się – nikt nie słyszał huków. Ustawiłem je z powrotem i odjechałem”.
- „Rozerwanie spodni od garnituru na oczach rodziny podczas opuszczania trumny”.
- „Na ceremonię przyjechał dyrektor zakładu pogrzebowego, który zwykle pracuje w innym miejscu, i nie zauważyliśmy, że na wszystkich ekranach podczas uroczystości odtwarzane było DVD z filmem z poprzedniej ceremonii. Wiem, że wszyscy zastanawiali się, kim, do diabła, są ci ludzie”.
- „Zgubiłem się podczas przewożenia rodziny na pogrzeb, przez co przegapili połowę ceremonii. Mówiłem szefowi, żeby nie dawał mi dyżuru w limuzynie, bo mam fatalne poczucie kierunku. Czułem się okropnie i przepraszałem ich wielokrotnie, ale to nigdy im nie odda straconego czasu”.
- „Cały czas upuszczałem nosze na ziemię, bo kółka się nie blokowały (na szczęście nikt na nich nie leżał), a obok czekał policjant, żeby zrobić odbiór. Innym razem, o drugiej nad ranem, odjechałem z hospicjum z wyłączonymi światłami w vanie… Zatrzymało mnie sześciu policjantów… Wszyscy uciekli, jak zobaczyli, co jest z tyłu”.
- „Pewien praktykant miał wyjątkowo słabe umiejętności komunikacyjne. Powiedział mi tylko, żebym „ogolił go”, bez żadnych dodatkowych wyjaśnień, a potem wyszedł. No to zabrałem się do pracy i pięknie ogoliłem całego mężczyznę… Dopiero później dowiedziałem się, że miałem się domyślić, iż chodziło o starannie przyciętą brodę. Po tym incydencie moje drogi z domem pogrzebowym się rozeszły. Żadna wielka strata”.
- „Wyprzedziłem kondukt żałobny, żeby udekorować grób kwiatami, tak aby wszystko było gotowe, gdy żałobnicy przybędą. Niestety, umieściłem kwiaty na niewłaściwym grobie. Serce mi zamarło, gdy zdałem sobie z tego sprawę, a kondukt przechodził obok mnie”.
- „Pielęgniarka stwierdziła zgon pacjentki, ale kiedy przyjechaliśmy do jej domu, okazało się, że wciąż żyła. Bardzo trudno było przekazać to córce. Albo ta sytuacja, gdy korek w urnie się poluzował i prochy rozsypały się na dywan kościoła na oczach rodziny. Powinniście byli zobaczyć minę księdza”.
- „Pojechaliśmy na odbiór z domu. Weszliśmy bocznymi drzwiami do salonu, gdzie na kanapie ktoś leżał. Zatrzymaliśmy się, postawiliśmy nosze obok, po czym usłyszeliśmy, że nie – zmarły jest w sypialni na końcu domu. Ups. Śmieszne, choć w tamtej chwili wcale takie nie było”.
- „Wpadłem do świeżo wykopanego grobu, kiedy pracowałem na cmentarzu”.
- „Podczas podnoszenia noszy z opuszczonej pozycji na podłodze tylna część mojej spódnicy pękła. Materiał nie wytrzymał napięcia i po prostu się rozerwał”.
- „Przewróciłem się na schodach w domu pogrzebowym”.
- „Pewnego razu przyszła kobieta, żeby zobaczyć swoją mamę, ale odmówiła spojrzenia na nią… Jej mąż wyjaśnił, że była przerażona wyglądem matki po pobycie w szpitalu i nie chciała zapamiętać mamy w taki sposób. Mąż wszedł więc, żeby zidentyfikować ciało, a potem wrócił do żony i powiedział: »Kochanie, musisz teraz zobaczyć swoją mamę». Po dłuższym przekonywaniu kobieta zgodziła się i poszła do sali pożegnań.
Po tym, co wydawało się godziną, wyszła i powiedziała: »Kto zrobił to mojej mamie?« (wskazówka: to byłam ja, i byłam przerażona, że będzie się skarżyć), a wszyscy moi współpracownicy wskazali na mnie. Po chwili dosłownie rzuciła się biegiem w moją stronę i wpadła mi w ramiona, dziękując raz za razem.
Była przerażona tym, co wyobrażała sobie, że zobaczy – rurki, taśmy i wszystko, co związane z pobytem w szpitalu. Nie zdawała sobie sprawy, że przygotowujemy ciała nawet do identyfikacji. To był moment, który uświadomił mi, jak ważna jest nasza praca”. - „Rodzina organizowała przyjęcie. Zaoferowałam pomoc i niosłam tacę z ciastkami, kiedy obcas utknął mi w linoleum na schodach i poleciałam do przodu. Na szczęście lub nieszczęście wylądowałam na kolanach na ostatnim stopniu, trzymając tacę nad głową, żeby nic się nie rozsypało. Usłyszałam, jak wszyscy wstrzymali oddech, a potem zobaczyłam ich wpatrzonych we mnie w ciszy. Jedyne, co przyszło mi do głowy, to powiedzieć: »Muffinki są całe!«
Podczas innego pogrzebu, kończąc wizyty, prowadziłam modlitwę. Rozpoczęłam »Zdrowaś, Maryjo«, ale w połowie (wszyscy byli cicho) zacięłam się, zapomniałam, gdzie jestem i jak reszta modlitwy idzie. Spojrzałam na wszystkich, którzy wpatrywali się we mnie, jak się plątałam, po czym powiedziałam: »Zacięcie!« – wywołałam trochę śmiechu i zaczęłam od nowa”. - „Podczas mojego pierwszego konduktu jechałem karawanem i nie wiedziałem, jak odczytywać sygnały eskorty, która zatrzymywała ruch. Nie miałem pojęcia, gdzie znajduje się cmentarz. Skręciłem w złą stronę i musiałem zawrócić, a cały kondukt podążył za mną, podczas gdy eskorta musiała rozdzielać ruch przede mną. Potem źle odczytałem, dokąd mnie prowadzą, i poprowadziłem cały kondukt do tylnej części cmentarza, klucząc i wchodząc do mauzoleum od niewłaściwej strony. Istna katastrofa. Do dziś mam flashbacki i odczuwam lęk przy każdym eskortowanym kondukcie”.
- „Złamałem zawias trumny, zamykając ją tuż przed wyjazdem z domu pogrzebowego na cmentarz”.
- „Mam dwie historie. Raz drzwi karawanu nie były dobrze zamknięte, przez co akumulator się rozładował podczas ceremonii w kościele. Cmentarz był na wzgórzu, więc poprosiłem pastora, żeby przedłużył ceremonię, a grabarz wraz z rodziną zanieśli trumnę na górę. Wyglądało to całkiem elegancko i jakby było zaplanowane, aż do momentu, gdy pastor podczas ceremonii przy grobie wyjaśnił, co się stało.
Drugi raz pojechałem o północy do domu rodziny po odbiór ciała i zatrzasnąłem kluczyki oraz nosze w samochodzie. Mieliśmy tylko jeden komplet kluczy, więc musieliśmy czekać godzinę na firmę holowniczą, żeby otworzyła auto. Czułem się z tym okropnie”. - „Podczas praktyk starsi pracownicy zakładu pogrzebowego straszyli mnie, gasząc światła”.
- „Sprzedawałem miejsce na cmentarzu, a rodzina zapytała, czy coś jest dostępne w konkretnym miejscu. Powiedziałem: „Pozwólcie, że sprawdzę dokumenty i zobaczę, co mogę wykopać”.
- „Przygotowałem pamiątkowe DVD, a rodzina poprosiła o utwór „Nearer My God To Thee” – dosłownie zażyczyli sobie wersji z „Titanica”. Głupi ja pobrałem ją i umieściłem na DVD. Odtworzyłem dopiero podczas ceremonii, a piosenka zawierała krzyki i wszystkie efekty dźwiękowe z filmu”.
- „Przez te ponad 20 lat miałam mnóstwo takich sytuacji, ale podczas mojego pierwszego pochówku (z szefem obok) było wyjątkowo. Padał śnieg, było ślisko i gdy powiedziałam księdzu, żeby uważał na nawierzchnię, sama poleciałam jak worek kartofli, łapiąc się księdza i pociągając go za sobą. Można sobie wyobrazić – z moją spódnicą prawie przy szyi, oboje próbujemy się podnieść, a wszyscy wokoło pękają ze śmiechu… No, prawie wszyscy – oprócz mojego szefa”.
- „Mieliśmy pracownika, który poszedł porozmawiać z rodziną w szpitalu, podczas gdy ja zajmowałem się papierkową robotą. Potem musiałem przepraszać tę rodzinę, bo okazało się, że to nie była rodzina zmarłego – po prostu czekali na korytarzu, aż pielęgniarki zmienią pościel dla ich bliskiego. Zmarły był w pokoju w połowie korytarza”.
