Historia trumny
Kiedyś mogli sobie pozwolić na nią jedynie bogaci. Świadczyła ona o statusie społecznym i pozycji zmarłego. Trumna przez wieki przeszła naprawdę długą drogę, aby trafić pod strzechy.

Wyraz „trumna” pochodzi z dawnego języka niemieckiego, w którym oznaczał skrzynię. I rzeczywiście, pierwsze trumny wyglądały jak skrzynki. Były proste, kanciaste i w niczym nie przypominały dzisiejszych eleganckich trumien.
Nie wiemy, kiedy dokładnie trumny się pojawiły. Z całą pewnością było to w średniowieczu. Polski kronikarz Jan Długosz twierdzi, że pierwszym polskim władcą pochowanym w trumnie miał być Bolesław Chrobry, który spoczywa w katedrze w Poznaniu. Z podobnego okresu pochodzą skrzynie trumienne, a właściwie ich resztki, które zostały odnalezione na cmentarzyskach w Bodzi i należą prawdopodobnie do Wikingów, oraz w Poznaniu, Lednicy i Gnieźnie, a więc w ośrodkach, gdzie powstawało państwo polskie.
W Europie pochówki w trumnach upowszechniły się w XIV wieku. Wcześniej używano głównie całunów (płacht płóciennych). Zdaniem naukowców upowszechnienie się trumien może mieć związek z epidemią dżumy, która wybuchła w Europie w połowie XIV wieku. Wierzono, że zakopywanie ciała w trumnie może stanowić dodatkowe zabezpieczenie przed rozprzestrzenianiem się choroby, która wtedy zdziesiątkowała Europę.
Do malowania trumien używano określonych kolorów. Były one różne w zależności od kraju, a nawet regionu. Na zewnętrzne obicie trumien szlachta i bogaci mieszczanie używali drogich, kolorowych tekstyliów takich jak adamaszek, atłas czy aksamit. Biedniejsi decydowali się na wełniane zamienniki. Ważna była też symbolika. Czerwonego materiału używano wówczas, gdy zmarły przelał krew za ojczyznę, a szarego – kiedy ktoś chciał podkreślić swoją pokorę.
Najbiedniejsi musieli obywać się bez trumien. Na polskiej wsi jeszcze na początku XX wieku dość często grzebano ciała owinięte jedynie w całun.
W XVII wieku popularne stały się trumny metalowe i bogato zdobione. Nierzadko wstawiano w nie przeszklone okienko. Do trumien polskiej szlachty przybijano portret trumienny zmarłego. Był on malowany na blasze cynowej, srebrnej lub miedzianej. Po zakończeniu uroczystości pogrzebowych portret wieszano w kościele lub w kaplicy, a podczas stypy ustawiano go w honorowym miejscu przy stole.

W XVIII wieku pojawiły się trumny o rozchylonych ściankach bocznych, nakrywane tzw. wysokim wiekiem, podobne w przekroju do sześcio- lub ośmiokąta. Boki często dekorowano. W tym celu używano ornamentów, antab, profilowanych listew, obijano je także tkaniną. Takie trumny opierały się czasami na podporach w postaci wałków, kulistych nóg, miały kształt lwich łap bądź aniołów. Nie można było zaszaleć.
Na wygląd trumien miały wpływ tzw. przepisy antyzbytkowe, uchwalane przez króla, a także przez władze praktycznie każdego większego miasta. Miało to na celu ochronę interesów i roli rządzącego patrycjatu. Przepisy ograniczały nie tylko zakładanie zbyt bogatych strojów (np. służby), ale też określały, jak wystawne mogą być wesela, chrzciny, stypy i pogrzeby. Ograniczały one możliwości używania przez pospólstwo luksusowych tkanin, futer, ale także spożywania niektórych smakołyków, np. konfitur.
Do zbijania trumien początkowo używano żelaznych gwoździ, które z czasem zostały wyparte przez drewniane kołki. Chętnie stosowano też łączenia na jaskółczy ogon. Przez bardzo długi czas najpopularniejszym materiałem było drewno – sosna lub dąb. Jeśli decydowano się na metal, to wybierano głównie cynę. Jednak nawet w takiej trumnie zazwyczaj znajdowała się drewniana skrzynia.
Ciekawe przesądy wiązały się z deskami. Dobierano je bardzo starannie, nie mogły one mieć zbyt wielu sęków, bo wierzono, że dusza może się przez nie wydostać i nękać najbliższych. Były też one niepraktyczne ze względu na… zapach. Musimy pamiętać, że niekiedy pochówki odbywały się nawet kilka miesięcy po śmierci. Dbając o higienę, narożniki trumien od wewnątrz pokrywano dziegciem, który ma właściwości uszczelniające, antyseptyczne i bakteriobójcze.
W trumnach umieszczano również zioła. Służyły one za wypełnienie lnianych czy jedwabnych poszewek, poduszek i materacy. Na dnie układano trociny, siano, igliwia i drewniane wióry, które powstawały w wyniku heblowania trumny.
Według wielu osób trumny były zbytkiem i niepotrzebnym kaprysem. Cesarz austriacki Józef II (1741–1790) stwierdził, że dużą oszczędnością będzie wielokrotne wykorzystywanie trumien. Takie trumny ustawiano na specjalnym stelażu nad grobem, a w odpowiednim momencie grabarz opuszczał ruchomą zapadnię i nieboszczyk opuszczał trumnę. Cóż, sposób się nie przyjął i spokojnie możemy go uznać za tzw. austriackie gadanie.

Dziś nikogo nie dziwią trumny wykonane z wikliny, słomy czy kamienia. Na targach producenci prezentują trumny dwuosobowe czy te mające bardziej fantazyjne kształty, np. butelki piwa. W kolorystyce również jest pełna dowolność. Dominuje trend, w myśl którego trumna ma być wyjątkowa i podkreślać osobowość zmarłego.