Magazyn
branży pogrzebowej

Król ziemniaków

Zaglądając do krypty Fryderyka II Wielkiego, która znajduje się w urokliwym pałacu w Sanssouci, zwiedzający mogą bardzo się zdziwić. To jedyny król na świecie, na którego grób nie przynosi się zniczy czy wieńców, ale kartofle. Co więcej, to wyraz szacunku i uznania dla tego władcy!

Król Fryderyk dogląda uprawy ziemniaków

Fryderyk II Wielki nie cieszy się uznaniem i sympatią Polaków. To on stoi bowiem w dużej mierze za rozbiorami Polski. Sam król nie lubił Polaków i wyrażał się o nas pogardliwie. Najważniejsze były dla niego Prusy, które za jego rządów bardzo się rozwinęły pod względem gospodarczym. Częściowo kosztem Polski.

Człowiek wielu przydomków

Fryderyk II żył w latach 1712-1786. Na swój przydomek „Wielki” zasłużył sobie konsekwentną polityką umacniania Prus za każdym polu. Znalazło to wyraz zarówno w reformach wewnętrznych, jak i agresywnej polityce zagranicznej, której jedną z ofiar była – jak już wspomniałem – Polska. Król miał jednak też inne przydomki.

Fryderyka nazywano także „filozofem z Sanssouci”, ponieważ jak mało który monarcha pozostawił po sobie ogrom dzieł z zakresu filozofii, a także historii i sztuki. Jako pierwszy podjął próbę spisania historii Prus. Poruszał temat wojen śląskich, wojny siedmioletniej, swojej dynastii. Jego dzieła do dzisiaj są cytowane i stanowią cenne źródło wiedzy o epoce.

Przyjaźnił się z Wolterem, pisał koncerty na flet (sam był zagorzałym flecistą, niektóre z jego utworów wykonuje się zresztą do dziś), a na jego dworze odbywały się koncerty, spotkania literackie, dysputy filozoficzne. To dość nietypowe jak na monarchę absolutnego, który nie znosił sprzeciwu i wymagał od swoich podwładnych bezwzględnego posłuszeństwa. Dodajmy jeszcze, że tytuł „filozofa z Sanssouci” król nadał sobie sam, kierując się przy tym ponoć autoironią i poczuciem humoru.

Inny przydomek Fryderyka II to „król ziemniaków”. Jako władca, którego dewizą była służba swojemu krajowi, robił wszystko, by podnieść standard życia podwładnych. Osuszał bagna, zakładał nowe wsie (w czasie jego panowania założono podobno 1200 nowych osad) i przyczynił się do spopularyzowania rzepy
i ziemniaków. To jednak było za mało, aby dać się zapamiętać jako kartoflany władca.

Do rozpowszechnienia tego przydomku przyczynił się konflikt o sukcesję w Bawarii, do którego doszło w latach 1788-1780 między Fryderykiem a Józefem II Habsburskim. Dziś można by określić ten spór mianem wojny pozycyjnej. W jej trakcie nie doszło do żadnej znaczącej bitwy, a działania wojsk ograniczały się do blokowania przeciwnika. Tak więc kolumny przemieszczały się w tę i we w tę, próbując odcinać przeciwnika od linii zaopatrzenia, a żołnierze, by nie cierpieć głodu, musieli żywić się wykopanymi na polu kartoflami. Tak więc szybko nazwano konflikt wojną kartoflaną, czyli Kartoffelkrieg. I król, który miał ogromne ambicje kulturalne, historyczne i polityczne, został zapamiętany głównie dzięki wydarzeniu, jakie było mało znaczącym epizodem w jego życiu. Niemcy jednak pamiętają i do dziś na jego grób w Sanssouci przynoszą ziemniaki.

Wspomnijmy jeszcze o schyłku życia Fryderyka. Jego ostatnim życzeniem było to, by został pochowany w pałacu obok swoich ukochanych psów i miał skromną, prostą uroczystość. Władca dużo myślał o śmierci, był zapobiegliwy i przed wieloma bitwami sporządzał testament. W ostatniej woli z grudnia 1757 r. pisał: „Poza tym, jeśli chodzi o moją osobę, chcę być pochowany w Sanssouci, bez przepychu, bez pompy, nocą. Nie wolno mnie otwierać, lecz bez ceregieli tam zanieść i pochować nocą”. W późniejszym dokumencie precyzował: „Żyłem jak filozof i jak filozof chcę być pochowany, bez przepychu, bez uroczystej pompy. Nie chcę być ani otwierany, ani balsamowany. Pochowa się mnie w Sanssouci na wysokości tarasów w krypcie, którą sobie przygotowałem… Gdybym umarł na wojnie lub w czasie podróży, pochować mnie należy w pierwszym lepszym miejscu, a w zimie przenieść do Sanssouci”.

W przypadku gdy znicze kosztują coraz więcej, może w ziemniakach jest głębszy sens? 🙂

Jeśli zastanawiacie się, czy spełniono jego prośbę, to śpieszę donieść, że wszystko uczyniono na opak. Ceremonię miał iście monarszą, a pochowano go w kościele garnizonowym w Poczdamie. Do Sanssouci trafił dopiero po upadku NRD, gdzie spoczął w krypcie na najwyższym tarasie. Szczątki przeniesiono nocą (zgodnie z wolą monarchy) w asyście Bunsdeshwery w 1991 roku. Trochę się naczekały jego psy, które kochał bardziej niż ludzi i z których każdy ma własny, marmurowy grobowiec. Ale to już temat na całkiem inną opowieść.

Copyright 2023 | Realizacja: cemit.pl