Tak chowano pierwszych chrześcijan
Podziemne miasto Rzym.
Myśląc o pierwszych wyznawcach Chrystusa, wielu z nas ma przed oczami sceny rodem z „Quo Vadis” Henryka Sienkiewicza i skulone w półmroku postacie ukrywające się w katakumbach przed prześladowaniami. To jednak nie do końca prawda.

Pierwsi chrześcijanie – zgodnie z Biblią, w której można przeczytać, że człowiek rodzi się nagi i tak też opuszcza ten świat – byli chowani w zwykłych dołach ziemnych. Niezależnie od pozycji społecznej zmarłych pogrzeby wyglądały tak samo. Na biodra kładziono im jedynie lniany całun. Nie dołączano żadnych kosztowności ani pamiątek. Czasami, w nawiązaniu do lokalnej tradycji, w dole umieszczano oliwną lampkę, która miała pomóc zmarłemu dotrzeć do Boga, a także odganiać złe moce. Grób przykrywano dużymi dachówkami, które tworzyły coś na kształt dwuspadowego daszku.
Wszystko się zmieniło, gdy liczba chrześcijan zaczęła rosnąć, a do grona wyznawców Chrystusa dołączyły zamożniejsze warstwy społeczne. Rzymscy patrycjusze wnieśli do tradycji pogrzebowej coś bardzo cennego – rodowe nekropolie mieszczące się w katakumbach. Sami chętnie oddawali miejsce pochówku swoim braciom w wierze, a po śmierci zapisywali obszar na własność gminie chrześcijańskiej. A ponieważ rzymskie prawo cywilne definiowało własność ziemską „aż do piekieł”, można było kopać i drążyć pod ziemią, ile się chciało. Na szczęście tereny w Rzymie i okolicach, ze względu na budowę geologiczną i miękkość skał, temu sprzyjały.
Rzymianie byli świetnymi budowniczymi. Potrafili doskonale wiązać cement i pozostawili po sobie wiele imponujących budowli, mostów i dróg. Nie brakowało też górników, którzy znali sposoby drążenia i – jak byśmy powiedzieli dzisiaj – przestrzegali pod ziemią zasad BHP. Tak więc około III wieku chrześcijanie zaczęli chować swoich bliskich pod ziemią. Na powierzchni pozostały tylko groby najuboższych. Były one tanie, ponieważ wystarczyło tylko wykopać dół.

Już w III wieku na terenie Rzymu było 25 cmentarzy, a niektóre z nich znajdowały się w posiadaniu chrześcijan. Hipolit Rzymski, pisarz i święty Kościoła, w książce pt. „Philosophumena” wspominał, że papież Zefiryn mianował diakona Kaliksta kustoszem i administratorem katakumb. Do dzisiaj nazywane są one jego imieniem i można je zwiedzać.
Tak więc katakumby rozwinęły się albo z pogańskiego grobowca podziemnego, którego właściciele przeszli na chrześcijaństwo, albo adaptowano opuszczone wyrobisko na cmentarz bądź też tworzono nekropolię od zera. Najładniej katakumby wyglądały w pierwszym i w trzecim wariancie. Były one zbudowane na planie szkieletu ryby lub rożna, aby łatwiej było się po nich poruszać. Korytarze miały około metra szerokości, nie więcej.
W IV wieku, gdy pojawili się pierwsi pielgrzymi, dla ich wygody i by nie mdleli z powodu braku powietrza, na skrzyżowaniach budowano latarnie, które zaopatrywały katakumby w świeże powietrze i dawały trochę światła. Na powierzchni ziemi studnie te były maskowane i wyglądały jak mauzolea. W korytarzach katakumb panował półmrok, czasem rozświetlany palącymi się przy grobach lampkami oliwnymi. Kupowano je za parę asów, czyli rzymskich miedziaków, od grabarzy, którzy pełnili też funkcję cmentarnej informacji, a czasem również ekspedycji ratunkowej.

Skąd w ogóle pomysł chowania zmarłych w katakumbach? Katakumby rozpowszechniły się dopiero w średniowieczu. Słowo „katakumby” pochodzi od greckich wyrazów „kata kymben”, co oznacza „przy uskoku”. Tak określano cmentarz znajdujący się przy via Appia, obecnie św. Sebastiana. Pierwsi chrześcijanie nie znali tej nazwy i do VII wieku używali wyłącznie terminu „cmentarz” – od greckiego słowa „koimeterion”, czyli „sypialnia“.
Najprostszy i najbardziej rozpowszechniony grób, zwany loculus, był zwykłą półką wykutą w ścianie korytarza, w której składano zmarłego lub zmarłych owiniętych w całun. Czasem umieszczano tam szklany flakonik z pachnidłami, który w późniejszych czasach wywoływał wiele zamieszania, bo przez rabusiów był on uważany za naczynie, w którym znajduje się krew męczennika.
Tymczasem pachnidło miało zneutralizować zaduch, jaki panował w katakumbach. Loculus zamykano bowiem za pomocą dachówek albo murowanych płytek, a następnie cementowano. Nie zapobiegło to jednak rozprzestrzenianiu się odoru gnijącego ciała. Na dachówkach wykonywano inskrypcje nagrobne. Kilka takich napisów zachowało się do dziś. Zawierają one napisane ochrą imię zmarłego, jego zawód i życzenie „In pace” – „niech spoczywa w pokoju“.
Praktyczni Rzymianie mieli sprytny patent na to, jak później odnaleźć grób. W świeżą zaprawę wmurowywali drobne przedmioty mające ułatwić identyfikację grobu, np. monetę, kości do gry etc. W przypadku grobów dzieci w zaprawę wmurowywano laleczki z kości, glinianą świnkę-skarbonkę lub inną zabawkę. Bardzo często zostawiano lampkę oliwną, by podtrzymać lux perpetua – światłość wiekuistą.
Mimo że loculus był skromnym grobem, to żeby w nim spocząć, trzeba było mieć w monetach około 4,5 grama czystego złota. Ta suma była poza zasięgiem rzymskiego plebejusza. Dlatego bogatsi członkowie gminy chrześcijańskiej często fundowali swoim współwyznawcom taki pochówek, choć zdarzało się, że sami też z niego korzystali. W rzymskich katakumbach można znaleźć inskrypcje świadczące o tym, że zostali tam pochowani senator lub jego żona.

Aby spocząć w tzw. grobie pod łukiem (arcosolium), trzeba było wydać już dużo więcej. Był to sarkofag, którego ściany boczne i sklepienie były tynkowane i ozdobione malowidłami o charakterze religijno-dydaktycznym. Do dziś zachowało się wiele rysunków i inskrypcji. Większość z nich pochodzi z czasów po 313 roku, czyli po ukazaniu się edyktu Konstantyna Wielkiego, na mocy którego zniesiono prześladowanie chrześcijan. Wielu możnych, którzy wcześniej wyrzekli się wiary, by utrzymać intratne stanowiska, powróciło wtedy do Kościoła. Aby wyrazić swoją skruchę, prosili, by na ich sarkofagach wykonać malowidła przedstawiające scenę wyparcia się Chrystusa przez św. Piotra. Malowidła te tworzyli najczęściej górnicy, którzy pełnili jednocześnie funkcję grabarzy.
W katakumbach można też było znaleźć cubiculum, czyli odpowiednik grobowca rodzinnego na powierzchni ziemi. Słowo „cubiculum” oznaczało sypialnię. Widać więc silną wiarę pierwszych chrześcijan w to, że nie umierają oni na zawsze, a w przyszłości obudzą się, by żyć wiecznie.
W IV wieku, gdy zaczął rozprzestrzeniać się kult świętych, popularne stały się groby płytko żłobione w posadzce korytarzy (ich rzymska nazwa to „formae”). Niektórzy chcieli być pochowani w pobliżu grobów męczen-ników. Przy okazji dewastowano istniejące już groby, co było smutną zapowiedzią późniejszych, o wiele poważniejszych zniszczeń, których dokonywali poszukiwacze relikwii oraz barbarzyńscy najeźdźcy poszukujący kosztowności. Istniejący do dziś labirynt korytarzy to wynik trwającej całe wieki eksploatacji. I choć takich praktyk zakazywali kolejni papieże, niewiele sobie z tego robiono.
Co zaś tyczy się Henryka Sienkiewicza… Jeszcze w XIX wieku sądzono, że pierwsi chrześcijanie spotykali się potajemnie w katakumbach, aby sprawować liturgię i ukrywać się przed prześladowcami. Dziś wiemy, w tych czasach katakumb jeszcze nie było. A nawet jeśli by istniały, to ukrywanie się w nich i tak byłoby bardzo niepraktycznym pomysłem.

Po pierwsze, ze względu na brak powietrza, a po drugie, plany katakumb były doskonale znane rzymskim urzędnikom i wystarczyło zablokować wszystkie wejścia, aby wyłapać wyznawców Chrystusa. Tak się stało za czasów cesarza Waleriana. Dlatego chrześcijanie spotykali się w domach, co znacznie utrudniało pracę rzymskiej policji. Do katakumb chodzili oni wyłącznie w celu oddania czci zmarłym w czasie agape refrigerium, czyli bankietu pogrzebowego organizowanego przez rodzinę bliskiego trzeciego i dziewiątego dnia po śmierci, a potem w tzw. dies natalis, rocznicę śmierci, czyli – jak to określali pierwsi chrześcijanie – w dzień narodzin dla nieba.
Dziś rzymskie katakumby to jedna z największych atrakcji miasta. Te najbardziej znane i udostępnione turystom to katakumby: św. Kaliksta, św. Sebastiana oraz św. Domicyli. Znajdują się one w pobliżu słynnej via Appia Antica. Można też zwiedzać katakumby św. Agnieszki przy via Nomentana oraz kiedyś słynne, a dzisiaj prawie zapomniane, katakumby św. Marcelina i św. Piotra przy via Casilina. Warto je zobaczyć – ten ciąg podziemnych ulic to kolebka naszej cywilizacji.