Zatrzymać zegary po śmierci, czyli o przesądach pogrzebowych w dawnej Polsce. Część III
Śmierć domownika oznaczała nie tylko okres żałoby, ale również komplikacje w życiu codziennym – niewynikające bynajmniej z organizacji pochówku.
„Tryb życia ulega chwilowemu, zwykle ściśle określonemu przekształceniu, którego uzasadnienia mogą być rozmaite. Pewną rolę odgrywa ten moment, że zwłoki są zawsze czemś nieczystem, a dla otoczenia wprost szkodliwem, więc zawiesza się wszelką robotę w domu, aby uniknąć zgubnego oddziaływania nieboszczyka na pracę” – tłumaczył Adam Fischer w „Zwyczajach pogrzebowych ludu polskiego”. Chodziło jednak nie tylko o zgubny wpływ zmarłego na efekty domowych zajęć, lecz także o zapewnienie mu spokoju po śmierci.
„Na Mazowszu pruskiem (Mazury – przyp. red.), dopóki nieboszczyk leży w domu, zawiesza się wszelką robotę, przynajmniej przędzenie, »żeby nie niepokoić zmarłego«” – opisywał Fischer.
„W Andrychowie, jeśli trup w domu leży, nie wolno zamiatać izby. U ludu nadrabskiego w domu, w którym ktoś umarł, nie tłuką ani nie mielą do trzeciego dnia, utrzymując, że dusza nieboszczyka dotąd siedzi w stępie i młynku (żarnach).”
„W Rzeszowskiem przy zwłokach nie wolno mleć, bo wszyscy mogliby poumierać” – ciągnie Fischer. „W Nowotarskiem, jak »wto umarty w dom leży, to nie trza syć, boby go kłuło; ani orać, ani gnoja wozić, boby się nie darzuło w polu«. W Krośnieńskiem wtedy w domu nie mielą, nie przędą, nie zamiatają, ażeby ze śmieciami żyjących nie wyrzucić. W Lubelskiem, w Żabnie przez cały czas, jak umarły jest w domu, chałupy nie można zamiatać; po wyprowadzeniu zaś zamiatają na opak”.
W wielu regionach występuje zakaz bielenia ścian przez pewien czas po pochówku. „Na Podolu (wieś Jaromirka) wierzą, że »jeżeli ktoś w domu umrze, to przez pewien czas nie należy bielić izby, w której się zdarzyła śmierć, boby się zachlapało duszy oczy wapnem». W Trembowelskiem przez trzy tygodnie, licząc od dnia śmierci, nie bielą chaty, ani wewnątrz, ani zewnątrz, mówiąc, że przez to nieboszczyk miałby na tamtym świecie zasmarowane oczy. W zasławskim powiecie nie bielą ścian do dziewięciu dni, aby zmarłemu duszy nie zabielić” – wylicza Fischer.
W wielu regionach panuje przesąd zabraniający wykonywania jakichkolwiek prac porządkowych, ewentualnie nakazujący, by ograniczyć je do minimum. „W Śniatyńskiem nie godzi się zamiatać izby, w której nieboszczyk spoczywa, aby ktoś znowu z rodziny nie umarł; śmiecie podsuwają pod katafalk. Na Pomorzu przez pewien czas po pochowaniu nie można w domu prać, bo umarłemu byłoby w grobie mokro”.
Najbardziej kłopotliwym przesądem dla bliskich zmarłego jest ten nakazujący opuszczenie domu do czasu pochówku. Nie jest on jednak powszechny, Fischer zaś zestawia go ze zwyczajami, wedle których życie domowników zmienia się w niewielkim stopniu.
„W okolicy Żarek, Siewierza i Pilicy, gdy ciało znajduje się w chacie, po miasteczkach z domów takich mieszkańcy ze wszystkiemi statkami wynoszą się do najbliższych sąsiadów; po wsiach zaś widzimy przeciwny zwyczaj, gdyż domównicy sypiają pod jednym dachem, a tylko strawę gotują za domem. W Prusach Wschodnich mimo trupa w domu gotuje się i je jak zwyczajnie i nie ma pod tym względem żadnych zakazów”.
Przeważa jednak przekonanie, że „zwłoki są zawsze czemś nieczystem, a dla otoczenia wprost szkodliwem”, dlatego „od chwili skonania nie wolno niczego z chaty sąsiadom pożyczyć ani śmiecia wynosić (Śniatyń, Tarnopol), zaś na Białej Rusi w pow. słonimskim „póki martwe ciało człowieka leży w chacie, dawny przesąd zabrania tak bliższym, jak też i dalszym krewnym pożyczać z tej chaty, a tem bardziej dawać na własność tak produktów spożywczych, jak niemniej sprzętów, naczyń, narzędzi, ubrania lub pieniędzy”.
Żeby jedzenia nie skalać
„Zwłoki mogą skalać nie tylko ogień, ale w ogóle wszystko, cokolwiek się w domu znajduje. Odnosi się to szczególnie do środków spożywczych” – zaznacza Fischer. „Lud nadrabski wierzy, że w izbie, w której leży umarły na marach, nie należy żadnej strawy zostawić, boby się woda psuła, a chleb kwitnął. W Będziemyślu koło Sędziszowa mówią również, że, gdy umarły leży w domu, trzeba usunąć wszelkie jedzenie, bo przejdzie trupem”.
Przed szkodliwym oddziaływaniem nieboszczyka nie chroni nawet poświęcenie, a zatem rzeczy poświęcone też należy usunąć z domu. „W Stradomiu pod Częstochową w razie śmierci w domu wynoszą z izby rzeczy poświęcane, jak zioła, wodę itp., w tem przekonaniu, że tracą one wówczas swą moc zbawienną. W okolicy Żarek, Siewierza i Pilicy, gdy się przybliża zgon człowieka, domownicy już naprzód wynoszą z izby wodę święconą, zioła, kredę trzechkrólewską itp. rzeczy poświęcane w obawie, że w razie śmierci człowieka natychmiast straciłyby swą moc zbawienną”. Fischer podkreśla, że te wierzenia są typowe dla Polski.
W Pińczowie (świętokrzyskie) zabezpieczano się również przed urokiem, który zmarły mógł rzucić na przechowywane w domu zboże: „Wynoszą z każdego zboża potroszę i rzucają w polu na zagony, gdyż w przeciwnym razie zboże nie urosłoby i kłosów nie puściło”. Jak tłumaczy Fischer:
„W zwyczajach tych wyraża się ogólne zapatrywanie ludu, że trup działa ujemnie na wszelką płodność i rozwój w przyrodzie zabija; musi się więc stosować pewne zabiegi celem uchronienia się od tego”.
Ciągnie dusza do duszy
Kto śpi w trakcie śmierci któregoś z domowników, tego trzeba natychmiast obudzić. „Dusza śpiącego błądzi bowiem poza jego ciałem, a że dusza zmarłego również koło jego zwłok przebywa, więc łatwa możliwość zetknięcia się tych dusz i pociągnięcia jednej przez drugą; aby temu zapobiec, należy duszę do ciała śpiącego przywołać” – wyjaśnia Fischer. Według niego wierzenia te spotyka się w Prusach Wschodnich i na Śląsku.
„W Bretonji (Francja) zupełnie wyraźnie twierdzi lud, że w czasie snu dusza rozłącza się z ciałem; raz widziano nawet, jak z ust śpiącego wyszedł mały czarny człowieczek. Dlatego niebezpiecznie jest budzić człowieka, który śni, mógłby bowiem umrzeć lub oszaleć” – kończy Fischer, zastrzegając, że chociaż pisze
o przesądzie z Francji, jest on w Polsce dobrze znany.
Gdzie może błąkać się dusza, gdy opuści ciało? Według wierzeń ludowych – w wodzie. „Przesąd nakazuje wylać wszelką wodę w domu, w którym ktoś umarł. Zwyczaj bardzo rozpowszechniony najczęściej objaśnia się tem, że należy przeszkodzić zanurzeniu się duszy w wodzie” – tłumaczy Fischer. W wodzie „obmywa się duch zmarłego, zanim uleci w zaziemskie światy”, dlatego należy ją wylać, by nie używał jej nikt z żyjących. Woda, podobnie jak jedzenie, psuje się po śmierci domownika.
„W Pińczowskiem do domu, w którym leży umarły, nie powinno się na noc przynosić wody, bo ulega ona wtedy zepsuciu. Wedle ludu nadrabskiego w izbie, w której leży umarły, woda się psuje. W okolicy Żarek, Siewierza i Pilicy wynoszą także z izby naczynie z wodą, ażeby się duch zmarłego w niej nie kąpał. W Chodowicach w pow. stryjskim w tym czasie, gdy jest nieboszczyk we wsi, nie wolno pić ani myć się tą wodą, która w domu stała przez noc. Na Ukrainie w pow. jarosławskim ustawia się wodę konającemu koło głowy, aby dusza wyleciawszy z ciała, mogła się zaraz umyć ze swych grzechów” – wymienia Fischer.
Niektóre przesądy zabraniały nawet czerpania wody ze studni, gdy w pobliżu przechodził kondukt pogrzebowy: „W parafji Kije w czasie wiezienia umarłego przez wieś żadna kobieta nie będzie czerpać wody ze studni, choćby się przy niej już znajdowała, dopóki kondukt żałobny nie przejdzie. Zwykle z konewkami próżnemi wracają do domu, a dopiero po przewiezieniu umarłego wychodzą napowrót po wodę” – opisuje Fischer.
Jak to z przesądami bywa, w zależności od regionu i lokalnej kultury różnie się je tłumaczy. „Polscy Żydzi wierzą, że w domu, w którym się znajduje zmarły, oraz we wszystkich domach na prawo i na lewo z tym domem bezpośrednio graniczących należy wylać wodę gdziekolwiek nagromadzoną, bo anioł śmierci w tej wodzie czyści swój miecz. Czasem zaś w razie czyjejś śmierci w całym domu wylewają wodę, gdyż szatan obmywał w niej nóż, którym przeciął życie nieboszczyka” – wyjaśnia Fischer.
Przesądy bywają sprzeczne.
W niektórych regionach ustawiano wodę obok zwłok, aby dusza mogła się w niej obmyć, a nawet się nią posilić. Tak było na terenach dzisiejszej Ukrainy (powiat jarosławski): wodę ustawiano konającemu koło głowy, „aby dusza wyleciawszy z ciała, mogła się zaraz umyć ze swych grzechów”.
Woda służyła również do określania rokowań chorego: „Dla dowiedzenia się, czy chory umrze lub wyzdrowieje, stawiają naczynie z wodą pod kominem. Jeżeli wody ubędzie, to chory umrze, jeżeli przybędzie, będzie zdrów”.
Dusza odbija się w lustrze
Lustro to stary wynalazek. Wytwarzano je już w trzecim tysiącleciu p.n.e. w Egipcie i Mezopotamii. Choć lustra przez setki lat należały do przedmiotów luksusowych (dawali je sobie w prezencie władcy), to jakość odbicia, którą zapewniały, nie miała wiele wspólnego z tą, do której jesteśmy przyzwyczajeni. Obraz był zamazany i dawał ogólne pojęcie o wyglądzie, ale nie było mowy o dostrzeganiu w odbiciu drobniejszych szczegółów, np. pojedynczych włosów, zaskórników itp. Powodem była daleka od doskonałości powierzchnia odbijająca: brąz, srebro lub miedź. W I w. n.e. Rzymianie zaczęli wytwarzać lustra ze szkła, ale to nie ono – jak współcześnie – było powierzchnią odbijającą. Służyło jedynie jako warstwa ochronna dla blachy ołowianej, cynkowej lub srebrnej.
Lustro szklane pojawiło się dopiero w XIV w., ale – chociaż było towarem luksusowym – jakość odbicia wciąż pozostawiała wiele do życzenia. Dopiero w 1687 roku francuski szklarz Bernard Perrot opracował technologię walcowania tafli szkła, która pozwalała na produkcję luster niedających zniekształceń, i wtedy pojawiły się pierwsze lustra porównywalne z dzisiejszymi.
Zwyczaj zasłaniania luster w domu zmarłego jest jednym z najbardziej znanych. Bywa on tłumaczony na różne sposoby. „Obraz człowieka w lustrze bywa utożsamiany z duszą, a stąd powstaje obawa, aby dusza odbita w lustrze nie została uniesiona przez ducha zmarłego, jaki jest jeszcze w domu” – opisuje Fischer, odnotowując przy okazji fakt, że przynajmniej w niektórych regionach istniało rozgraniczenie między duszą a duchem zmarłego. Innym wytłumaczeniem zasłaniania luster jest fakt, że są one „czemś, co przywiązuje do miejsca i utrudnia odejście, stąd obawa, aby dusza nie pozostała przez to w domu”. Jeszcze innym tłumaczeniem przesądu jest „lęk przed ujrzeniem upiora w lustrze”.
„Podstawą wszystkich tych przesądów jest wyobrażenie, że cień, obraz odbijający się czy to w zwierciadle, czy w wodzie należy utożsamiać z duszą ludzką” – podsumowuje Fischer. Ale co tam lustro czy woda. Również wizerunek na fotografii ma w sobie coś z duszy zmarłego. Fischer wspomina o wierzeniu polskich Żydów, że po śmierci fotografie zmarłego bledną.
Lustra zakłócały odejście duszy w zaświaty, ale również stanowiły zagrożenie dla żyjących: ujrzenie odbicia nieboszczyka mogło pociągnąć za sobą kolejny zgon.
„Na Mazowszu pruskiem nie stawia się nigdy zwłok przed zwierciadłem, a jeżeli to jest nieuniknione, np. z powodu rozkładu mieszkania, w takim razie zasłania się zwierciadło (Dąbrówno); w izbie, w której nieboszczyk leży, zakrywa się starannie wszystkie zwierciadła, żeby obrazu nieboszczyka w zwierciadle, a zatem dwóch nieboszczyków jednocześnie nie widzieć, gdyż w takim razie wkrótce ktoś z krewnych umarłego musi pójść za nim (Lubajny). Na Śląsku zasłania się zwierciadła i obrazy, aby dusza bez przeszkody odeszła; gdyby zwłoki odbiły się w lustrze, znaczyłoby to drugą śmierć. W Mysłakowie w pow. łowickim zwierciadła zakrywają, żeby się umarły w nich nie przeglądał” – wylicza Fischer. „W Sieradzkiem wystrzega się lud wieczorem spojrzeć w zwierciadło, by nie ujrzeć upiora. W Ropczyckiem zwierciadło odwracają, aby się umarły w niem nie przeglądał.
W Będziemyślu koło Sędziszowa zakrywają lustra wtedy podobnie jak w Wielki Piątek. W Lubelskiem w okolicy Zamościa i Hrubieszowa po zgonie zwierciadło zawieszone na ścianie należy zdjąć, schować lub zasłonić wtenczas, kiedy umarły leży w trumnie, bo powtórzenie tego widoku w lustrze może przybliżyć komuś śmierć, a kto w nie spojrzy, ten umrze.
W Krośnieńskiem również zwierciadła odwracają ku ścianie”.
W podobne przesądy wierzyli Żydzi w okolicach Wołynia. W mieszkaniu, w którym ktoś umarł, wszystkie lustra musiały być zasłonięte przez siedem dni, co miało uchronić domowników przed zobaczeniem w zwierciadle szatana. „Nie wolno też pokazywać języka w lustrze, bo może język odpaść” – przestrzegał Fischer.
Z wybiciem ostatniej godziny
„Zegar bije godziny życia, dlatego w chwili śmierci w domu należy go zatrzymać” – twierdzi Fischer, który zauważa, że „przesąd o zegarze jest dla folkloru o tyle charakterystyczny, że jest to przykład jednego z młodszych wierzeń, równie jak przedmiot, do którego się odnoszą”. Nie jest to też przedmiot tani, dlatego można przypuszczać, że przesądy związane z zegarami wywodzą się z zamożniejszych domów.
Zarówno zegary, jak i zegarki długo pozostawały dobrami luksusowymi. Jeszcze w średniowieczu zegar w domostwie był nieznany. Czas odmierzały kościelne dzwony wybijające godziny, których historia sięga jeszcze epoki rzymskiej: jutrznia (północ), laudes (3 nad ranem), prima (godz. 6), tercja (godz. 9), seksta (południe), nona (godz. 15), nieszpory (godz. 18) i kompleta (godz. 21). Jak zauważa Jacques Le Goff w „Kulturze średniowiecznej Europy”:
„Miara czasu (…) pozostaje własnością możnych, elementem ich potęgi. Masy swego czasu nie posiadają, nie potrafią go nawet oznaczyć. Słuchają czasu narzuconego, czasu dzwonów, trąb i rogów myśliwskich”.
Przeskoczmy kilka stuleci.
W XVII i XVIII wieku czasomierze wciąż należą do kategorii dóbr luksusowych i niech nas nie zmyli pozornie niska cena dwóch funtów brytyjskich za używany zegar w roku 1670. To pieniądze, które chłop z dołu drabiny społecznej uzbierał w swojej sakiewce może w ciągu całego roku. Monsieur Misson, francuz przebywający w Londynie w latach 90. XVII wieku, zauważa, że „zegary są stosunkowo rzadkie, ale każdy, kto coś znaczy, posiada zegarek”.
Jednak nawet w miastach – zazwyczaj bogatszych niż wieś – przytłaczająca większość ludzi polega na miejskich krzykaczach, którzy przez całą dobę ogłaszają godziny na ulicach miast. Znany angielski kronikarz Samuel Pepys odnotował 16 stycznia 1660 r., że pisał swój pamiętnik w nocy, aż „krzykacz ze swoim dzwonkiem przeszedł pod moim oknem i zawołał: »Po pierwszej i mroźny, zimowy poranek«”.
Przeskoczmy ponownie trzy stulecia. Jeszcze na początku XX wieku liczba osób, dla których zegar okazywał się nadmiernym wydatkiem, była na tyle duża, że w angielskich miastach istniał zawód ludzkiego budzika (ang. knocker-upper). Osoby te pukały rano kijem w okno lub młotkiem do drzwi, by postawić na nogi klientów zamawiających budzenie. W XX wieku ceny czasomierzy zaczęły spadać, więc zawód ten szybko stał się niszowy, ale całkowicie zanikł dopiero w latach 70.
Ogólnie dostępny czy nie, zegar odmierza godziny życia, upływający czas, a ten dla zmarłego się zatrzymał, dlatego zwyczaj nakazywał wszystkie zegary w domu nieboszczyka unieruchomić.
„Na Śląsku zatrzymują zegar, aby dusza bez przeszkody odeszła. W Łowickiem, a także u Niemców łódzkich zatrzymują bieg zegara. W Rzeszowskiem, gdy kto umrze w domu, zatrzymują zegar, bo wszyscy mogliby poumierać.
W Będziemyślu koło Sędziszowa także zegar zatrzymują. W Przebieczanach w pow. wielickim, gdy umierający jest w domu, zegar zastanawiają (zatrzymują – przyp. red.), »bo go zraza« i długo konałby. W Czarnym Dunajcu zastanawiają zegar, by nie przeszkadzał w spokojnem skonaniu” – wylicza Fischer. „W Ropczyckiem zaraz po śmierci zatrzymują zegar. W Nałęczowie, w Lubelskiem, zegar zatrzymują na znak żałoby, również w Krzesku w Siedleckiem i w Krośnieńskiem. W Delejowie w pow. stanisławowskim w razie śmierci w chacie zastanawiają zegar, bo zmarłemu byłoby bardzo ciężko na tamtym świecie”.
Fischer zaznacza, że przesądy związane z zegarami są znane w całej Europie. W Czechach, „gdy zegar bez właściwej przyczyny stanie, zapowiada to śmierć kogoś z rodziny. Małorusini zatrzymują po śmierci zegar w obawie, by wkrótce ktoś drugi nie umarł”.
Jak podsumowuje Fischer, „zatrzymywanie zegara objaśnia się przesądami związanemi z ostatnią godziną, co się nawet wyraża w powiedzeniu ludowem, że zegar trzeba zatrzymać wtedy, podobnie jak wówczas staje zegar życia”.
Gdzie dusza usiąść nie może
„Obawa, aby dusza nie pozostała w domu, powoduje wiele zwyczajów zapobiegawczych w obrzędach pogrzebowych. Między innemi stąd pochodzą częste praktyki przewracania sprzętów w domu, mające na celu wypędzić ducha, gdyby na którymś sprzęcie chciał spocząć lub zatrzymać się” – opisuje kolejny przesąd Fischer.
Zanim jednak ponownie powołamy się na Fischera, zajrzyjmy jeszcze do typowego chłopskiego domu, żeby zobaczyć, co też oni tam w tych swoich skromnych progach mogli przewracać. To już opisuje Tomasz Czerwiński w książce „Wyposażenie domu wiejskiego w Polsce”:
„W czasach pańszczyźnianych wyposażenie izby chłopskiej w całym kraju było podobne i składało się z pryczy i szlabanu do spania, ław ustawionych pod ścianami i przy piecu (nocą także służące do spania), kołyski dla dziecka, kubła lub skrzyni na odzież, policy (półki – przyp. red.) na naczynia i ławki (stołka), na której gospodyni stawiała miski z jadłem. Uzupełnieniem skromnego zestawu mebli były stołki do siedzenia i grzędy, czyli żerdki do wieszania wierzchniej odzieży, oraz kołki na sprzęty domowe wbite w ścianę. W zamożniejszych domach bywały łóżka, a w rogu izby, naprzeciw wejścia, stawiano stół otoczony ławami”.
Zwróćmy uwagę na ten znamienny fragment: „w zamożniejszych domach bywały łóżka”. Tak więc mebel będący obecnie podstawą wyposażenia gospodarstwa był przedmiotem dostępnym dla wybranych, dlatego w opisach Fischera mowa jest raczej o przewracaniu ław czy ławek (które służyły do siedzenia i spania), a nie łóżek.
Wróćmy do Fischera: „Kaszubi przewracają ławkę, na której ustawiona była trumna, albo też stołki w tem przekonaniu, że zmarły wtedy nie wraca. Na Mazowszu pruskiem przy wynoszeniu zwłok przewraca się krzesła do góry nogami, bo w razie zaniechania tej praktyki następnego roku umiera znowu ktoś z mieszkańców tego domu (Olsztynek). W Poznańskiem przy wynoszeniu zmarłego z domu przewracają do góry nogami stołki i ławeczki. Także i wóz przewracają. Na Śląsku z chwilą śmierci w domu przewraca się wszystkie krzesła (Wrocław, Głupczyce) i naczynia. Podobnie w chwili pogrzebu również wszystkie krzesła, stołki, ławki, na których trumna stała, musi się przewrócić, inaczejby dusza nie miała spokoju.
W Mysłakowie w pow. łowickim stołki, na których trumna stała, przewracają, a miskę, w której ciało obmywano, rzucają o koło i rozbijają. Wóz po pogrzebie, gdy przyjadą do domu, przewracają i stawiają na kłonicach.
W Pińczowskiem wóz, na którym wieziono zmarłego, powinno się z powrotem do domu wywrócić, aby nie było na nim ciężko jechać. W Sieradzkiem po wywiezieniu umarłego z domu przewracają stoły i krzesła, na których on leżał, bo inaczej śmierć znów zasiadłaby na tych miejscach. W okolicach Częstochowy po zgonie chorego wynoszą z izby ławy, stoły i stołki lub je przewracają. Koło Żarek, Siewierza i Pilicy w razie śmierci wynoszą niekiedy i wszystkie sprzęty, pozostawiając tylko obrazy świętych wzdłuż całej ściany wiszące.
W Małopolsce, gdy umarłego mają wynosić na cmentarz, przewracają stoły i stołki. W Krakowskiem po powrocie z pogrzebu wywracają wóz, na którym wieziono nieboszczyka, na bok drabinami i tak zostaje aż do dnia następnego. Wedle ludu nadrabskiego wóz, na którym wieziono umarłego na cmentarz, należy wywrócić zaraz po powrocie z pogrzebu; gdyby bowiem tego zaniedbano, byłoby »ciężko« takim wozem jeździć. Jeżeli zaś w koniec dyszla u wozu wbije się igłę, którą szyto śmiertelną koszulę dla umarłego, konie zaprzężone do tego wozu nie potrafią ruszyć z miejsca. W Chrzanowskiem wóz, na którym ciało spoczywało, z powrotem przewracają do góry kołami, aby nie był wywrotny (okolice Kwaczały i Żarek). W Rzeszowskiem (Bzianka) po pogrzebie wóz wywracają, aby wytrząść duszę, gdyby się w nim przypadkiem gdzie »zawieruszyła«.
W Borowej po powrocie wywracają do góry kołami wóz, na którym złożone były zwłoki, aby duszę wypchnąć z niego, gdyby na nim pozostała. W Sandomierskiem w razie śmierci gospodarza lub gospodyni przewracają na znak tego do góry dnem sprzęt jakiś przed domem stojący, np. faskę, koryto, wózek itd. W okolicy Nałęczowa po wyprowadzeniu nieboszczyka z domu przewracają ten stołek, na którym stała trumna ze zwłokami.
W Ryżanówce (pow. zwinogrodzki), aby psy wyć przestały, należy przewrócić jakibądź przedmiot w domu. Przesąd może stąd pochodzi, że psy wyją na widok ducha, którego przez przewrócenie sprzętu można spłoszyć”.
Fischer zaznacza, że „przewracanie sprzętów zna lud polski względnie rzadko w chwili śmierci, ale przeważnie dopiero przy wynoszeniu zwłok, a wtedy nie stosuje tego do wszystkich rzeczy, lecz jedynie do ławki lub krzeseł, na których spoczywała trumna. Podobnie przewraca się wóz po pogrzebie”.