Pogrzeb dla leniwych: Żałobne drive-thru
Pogrzeb na wynos? W Stanach Zjednoczonych do fast foodów, banków czy aptek, gdzie do okienka można podjechać autem i załatwić wszystko, nie wychodząc z samochodu, dochodzi również udział w pogrzebie.
Żegnanie się ze zmarłym przy otwartej trumnie to część amerykańskiej tradycji. Szkopuł w tym, że taka ceremonia wymaga od żałobnika wiele wysiłku – trzeba się odpowiednio ubrać, kupić kwiaty i znicze, potem znaleźć przed cmentarzem miejsce do zaparkowania, które przecież może być znacznie oddalone od miejsca pogrzebu. Do tego trzeba doliczyć czas poświęcony na udział w ceremonii – przemówienia, modlitwa, a nie daj Boże jeszcze msza! Kilka godzin straconych jak nic. Z myślą o tych, którzy się śpieszą i wszystko chcą załatwić błyskawicznie, powstała usługa drive-thru. Tak jak podjeżdża się do McDonalda zamówić hamburgera, tak tutaj opuszcza się szybę w drzwiach auta, podjeżdża do okna zakładu pogrzebowego, a tam rozsuwają się zasłonki, za którymi jest trumna z ciałem zmarłego.
Pożegnanie trwa trzy minuty, tyle gra muzyka z głośników umieszczonych za oknem. Wtedy zasłonki się zasuwają i podjeżdża kolejny żałobnik. Tak jak w przypadku fast foodów, w stronę odpowiedniego podjazdu kierują tabliczki z napisem „drive-thru”. Tam czeka już pracownik domu pogrzebowego z Ipadem, za pomocą którego gość podpisuje się na liście żałobników. Pracownik zabiera też karty kondolencyjne, kwiaty i prezenty dla rodziny zmarłego.
Ivan Philiips z zakładu pogrzebowego Paradise (Raj) w Michigan świadczy tę usługę od 2014 roku. – Pomyślałem, że to świetny pomysł, jednak bałem się tego, jak zostanie przyjęty. Ale biorąc pod uwagę, że jest dużo osób niepełnosprawnych, a wielu ludzi boi się zakładów pogrzebowych, to dlaczego nie dać im wyboru? – pyta retorycznie.
Phillpis na początku obawiał się reakcji opinii publicznej, ale teraz jego dom pogrzebowy świadczy usługę drive-thru dwa-trzy razy w tygodniu. Zaznacza, że jest ona tylko dodatkiem do tradycyjnej ceremonii pogrzebowej, formą reklamy i szansą na zaistnienie na rynku pogrzebowym, który w Stanach Zjednoczonych jest bardzo nasycony. Ivan Phillpis nie ukrywa, że to także próba dotarcia do pokolenia millenialsów i baby boom. Biznes pogrzebowy zmienia się z roku na rok i coraz mniej przypomina ten z czasów naszych babć i dziadków.
Tę samą usługę oferuje jeden z zakładów pogrzebowych w Los Angeles. Jego właściciele zaznaczają, że podjeżdżać pod okno, w którym znajduje się trumna, można tylko autami osobowymi. Niestety, podjazd jest zbyt mały, aby zmieścić autobusy czy samochody ciężarowe. O ile właściciel zakładu pogrzebowego Paradise w Michigan podkreśla, że usługa drive-thru to ogromne ułatwienie dla osób niepełnosprawnych i starszych, o tyle w Los Angeles komentatorzy podnoszą, że ma ona szansę przyjąć się ze względu na możliwość zmniejszenia ryzyka gangsterskich porachunków na cmentarzach. W samochodzie skrytym za kuloodpornymi szybami zawsze jest bezpieczniej. Trzeba przyznać, że nawet w liberalnych Stanach Zjednoczonych zdania na temat tej usługi są podzielone.
– Według mnie to niewłaściwe, żeby ciało było wystawiane jak nowy egzemplarz samochodu – mówi Bob Arrington, właściciel domu pogrzebowego w Jackson w stanie Tennessee, który jest także byłym prezesem Krajowego Stowarzyszenia Dyrektorów Pogrzebowych. Jego zdaniem ta usługa jest zbyt nowatorska i szokująca dla mieszkańców tzw. amerykańskiego pasa biblijnego (potoczna nazwa najbardziej religijnych rejonów USA, gdzie dominują konserwatywni protestanci), ale w innych stanach może się przyjąć.
Nie tylko USA
Branża pogrzebowa jest szybko rozwijającą się gałęzią gospodarki w starzejącej się Japonii. Według Yano Research Institute rynek usług funeralnych jest wart około 16 miliardów dolarów. Nic dziwnego, w ciągu ostatniej dekady Japonia stała się demograficzną bombą zegarową – błędnym kołem małych wydatków i niskiej płodności, co spowodowało spadek liczby ludności o 1 milion osób oraz biliony utraconego PKB.
Konkurujący ze sobą przedsiębiorcy funeralni wprowadzają nowe usługi: Japonia otworzyła swój pierwszy salon pogrzebowy typu drive-thru mający zaspokoić potrzeby coraz liczniejszej populacji osób starszych, która nie jest już w stanie odwiedzić zmarłego na cmentarzu.
Jak wygląda drive-thru w Japonii? Podobnie jak w Stanach. W zakładzie pogrzebowym Kankon Sousai Aichi Group goście podjeżdżają do okna, gdzie otrzymują tablet, aby wpisać swoje nazwisko na listę. Następnie mogą zlecić przelew z datkiem, zapłacić za zapalenie kadzidła czy jakąkolwiek inną usługę. Pożegnanie trwa od minuty do dwóch, a zgromadzeni w środku żałobnicy dzięki obrazowi z kamery mogą śledzić na żywo, jak ludzie przyjeżdżają i odjeżdżają.
Dyrektor generalny firmy, Masao Ogiwara, w wywiadzie dla „Japan Times” powiedział, że usługa ma zaspokoić potrzeby osób o ograniczonej mobilności wynikającej z niepełnosprawności fizycznej lub starości. – Jestem w tym biznesie od dłuższego czasu i widziałem, jak uciążliwe jest dla osób starszych na wózkach inwalidzkich uczestniczenie w pogrzebie – twierdzi przedsiębiorca.
Masao Ogiwara wierzy, że dzięki usługom oferowanym przez jego firmę skraca się czas poświęcany na uczestnictwo w pogrzebie. A ponieważ w Japonii pochówki odbywają się zwykle około południa, biznesmen w czasie przerwy na lunch może spokojnie, bez konieczności tracenia czasu czy przebierania się w domu, wziąć udział w ceremonii.