Magazyn
branży pogrzebowej

Zachowaj tatuaż po śmierci

Już od jakiegoś czasu tatuaże nie są atrybutem wyłącznie żeglarzy czy więźniów. Dziś są one w dużo większym stopniu akceptowane przez społeczeństwo i mają je ludzie pochodzący z różnych środowisk – od blokersów, przez pracowników uczelnianych, po babcie. I wszyscy prezentują je z tą samą dumą.

Po prawej Kyle Sherwood, jeden z właścicieli Save My Ink

W Stanach Zjednoczonych tatuaże ma ponad 42 miliony osób, a 60 proc. z nich nie poprzestało na jednym tatuażu. Jeśli chodzi o Polskę, podobnych statystyk nie ma, ale wystarczy latem przejść się nad jezioro, aby się przekonać, że podobnie jak za wielką wodą, „dziarają się” ludzie w każdym wieku. I że jest ich naprawdę sporo.

Patrząc na tatuaże, bardzo szybko możemy zrozumieć, że dla wielu osób są one czymś więcej niż sposobem przedstawienia swojego credo życiowego, pochwalenia się imionami dzieci czy zademonstrowania światu, jakiemu klubowi się kibicuje. Wiele z nich to prawdziwe – tak, tak – dzieła sztuki.

A jeśli umiera – dajmy na to – właściciel obrazu van Gogha, normalne jest, że zostawia obraz swoim spadkobiercom. Nikt go nie zakopuje razem z ciałem ani nie poddaje kremacji. Dlaczego więc nie robić tego z tatuażami? Przecież wiele z nich to prawdziwe artystyczne perełki, mające również wartość sentymentalną.

Z takiego założenia wychodzi amerykańska firma Save My Ink Forever, prowadzona przez ojca i syna – Michaela i Kyle’a Sherwoodów, którzy od lat są związani z branżą pogrzebową. Sherwoodowie tak piszą o sobie na swojej stronie internetowej: „Naszą misją jest pomoc w kontynuowaniu pamięci o ukochanej osobie. Mamy nadzieję, że duch i dziedzictwo waszych bliskich będzie żyć przez kolejne pokolenia”.

W roku 2016 właściciele firmy stworzyli i zastrzegli sposób konserwacji tatuaży, który pozwala cieszyć się nimi długo po śmierci ich właściciela. Wiem, brzmi trochę makabrycznie. 

Każdy tatuaż otrzymuje ramkę, odpowiednie i szybę chroniącą przed wpływem promieni UV

Też czytałem w dzieciństwie książki o Indianach i skalpowaniu, ale sposób Save My Ink Forever jest jak najbardziej etyczny i legalny. Przygotowanie do konserwacji tatuażu jest dziecinnie proste. Po pierwsze, rodzina lub zakład pogrzebowy powiadamiają firmę o zamiarze zachowania tatuażu zmarłego. Po drugie, Save My Ink Forever wysyła ​​do domu pogrzebowego zestaw z suszącym środkiem konserwującym, którym należy posypać i zabezpieczyć tatuaż. Następnie, po odczekaniu, tatuaż należy wyciąć – wystarczy wykonać bardzo powierzchowne nacięcie. Jest też możliwość, żeby firma wysłała specjalistę wraz z zestawem do wycięcia tatuaży. Prawda, że proste? Potem trzeba poczekać trzy-cztery miesiące. W tym czasie Save My Ink Forever konserwuje tatuaż, wybiera do niego ramkę i go zabezpiecza. Wszystko przebiega w maksymalnym poszanowania ciała, dlatego Sherwoodowie nie zajmują się tatuażami wykonanymi na twarzy i narządach płciowych.

Po kilku miesiącach zabiegów skóra wygląda jak pergamin. Rodzina otrzymuje tatuaż, który jest zabezpieczony za pomocą szyby, tak aby chronić go przed szkodliwym wpływem promieni UV.

Koszt usługi zależy od wielkości tatuażu. Za tatuaż o wymiarach 12 cm na 12 cm zapłacimy 1 tys. 599 dolarów. Każde następne centymetry to dodatkowy koszt. Rocznie firma przeprowadza około 100 takich zabiegów.

Wytnij i powieś na ścianie

To tatuaże, które zostały wycięte i zabalsamowane. Prawda, że szkoda byłoby gdyby się zmarnowały w trumnie?

Pytani o makabryczny aspekt swojej pracy Sherwoodowie odpowiadają: „Wszystko zależy od perspektywy. Jak się temu przyjrzeć, sama kremacja – włożenie zwłok do ognia – też brzmi dość makabrycznie. Albo podzielenie się prochami zmarłego, tak aby każdy z rodziny miał jego cząstkę dla siebie. Wszystko zależy od tego, jak na to patrzymy” (cytat z wywiadu dla „Daily Mail”).

Komentarze klientów, które można znaleźć na Facebooku, są wyłącznie pochlebne:

„Zachowałam tatuaże mojego męża dla naszego syna; miał dwa lata, kiedy jego tata nagle zmarł”.

„Mój mąż i ja zastanawialiśmy się nad tym długo przed śmiercią. Byłby zachwycony gdyby mógł zobaczyć, jak wygląda jego sztuka po konserwacji i oprawieniu. Był bardzo dumny ze swoich pięknych, gustownych małych dzieł sztuki. Będą na zawsze pielęgnowane przez naszą rodzinę” – pisze inny klient.

Przed śmiercią w październiku 2018 roku kanadyjski artysta tatuażu Chris Wenzel poprosił swoją żonę, aby zleciła firmie Save My Ink Forever usunięcie i zachowanie tatuaży, które obejmowały 70 proc. jego ciała. Firma zrobiła to z sukcesem, a swój wyczyn zgłosiła do Księgi Rekordów Guinnessa.

Na końcu napiszę z żalem, że poza Stanami usługa jest dostępna tylko w Kanadzie i w Wielkiej Brytanii. W Polsce jeszcze nie ma specjalistów, którzy się tym zajmują. Tak więc poczekam z podjęciem decyzji, czy się tatuować, czy nie. 

Copyright 2023 | Realizacja: cemit.pl