Magazyn
branży pogrzebowej

Gdy do domu wleci ptaszek, czyli o przesądach pogrzebowych w dawnej Polsce

Wierzenia związane ze śmiercią były kultywowane głównie na wsi. Według przesądów znanych z różnych części Polski i nie tylko śmierć zwiastowało tyle powszechnych zdarzeń i codziennych zachowań, że gdyby brać je za pewnik, wiejska Europa wymarłaby w ciągu kilku miesięcy.

fot. Jan Siwicki

Weźmy na przykład takiego psa. To podstawowe zabezpieczenie antykradzieżowe i antynapadowe każdej zagrody. Ten walor pomniejszają jednak typowe psie zachowania, które przepełniają chłopstwo trwogą. Bywa, że pies wyje. Gdybyście nie domyślili się, że wycie psa jest oznaką lęku separacyjnego, nudy, ewentualnie choroby i bólu, to za 350 zł powie wam to każdy psi psycholog.

Niestety, opieka psychologiczna nad zwierzętami była na przedwojennej polskiej wsi na niskim poziomie. Terapia była objawowa i polegała na odesłaniu czworonoga kopniakiem do budy, gorzej było z następstwami jego psychicznej niedyspozycji, a te mogły być fatalne. „Pies na łańcuchu, gdy w nocy wyje, śmierć jednego sprzątnie w domu, albo wojnę to znaczy” – odnotował w 1830 r. Łukasz Gołębiowski w swojej pracy „Lud polski, jego zwyczaje, zabobony”. Na Śląsku śmierć wróży również pies szczekający z pyskiem zwróconym ku ziemi. „W okolicach Działdowa i Lubajny (warmińsko-mazurskie) śmierć przychodzi przez trzy wieczory z rzędu, ażeby oznajmić o zgonie czyimś jego krewnym. Psy widzą ją i wyją żałośnie” – pisał Adam Fischer w opublikowanych w 1921 r. przez Ossolineum „Zwyczajach pogrzebowych ludu polskiego”.

U Kaszubów pies wyje, gdy widzi śmierć. „Wtedy, gdy mu się przystąpi ogon i spojrzy między uszyma, można zobaczyć śmierć. (…) Na Pomorzu Kaszubskim wierzą, że gdy wieczorem lub w nocy psy wyją, ktoś wkrótce umrze we wsi” – odnotowuje Fischer.

„Na Kaszubach w Malborskiem mówią również, że skoro pies wyje, widzi śmierć zbliżającą się do wsi, trzeba zaś patrzeć pomiędzy jego uszami, aby ją także ujrzeć. W Kaliskiem mówią, że śmierć zjawia się w postaci czarnego psa, gdy jest w domu konający. W okolicy Siewierza, Żarek i Pilicy (śląskie) wróży śmierć, kiedy pies wyje w progu chaty, trzymając łeb na dół. W okolicach Pińczowa (świętokrzyskie) pies tylko jeden widzi zawsze śmierć, kiedy ta przychodzi do człowieka; dlatego też nie daje jej przystępu do takiego domu, w którym znajduje się chory, i warczy na nią.

W Sieradzkim pies wyjący, gdy trzyma głowę do góry, zwiastuje pożar, gdy na dół zaś, wietrzy śmierć. Wierzenie znane w ogóle w Krakowskiem” – nadmienia Fischer.

„W Przebieczanach (małopolskie) nie lubią słuchać wycia psa, gdyż «będzie coś nowego», a wyszedłszy dla uspokojenia wyjącego, uważają, w którą stronę wyje; jeżeli do góry, to «śmierć węszy we familji». Jeżeli wyje pies przed domem chorego, mówią: «Mój Boże, to już umrze, pies daje oznakę». Gdy umierający jest w domu, nie wpuszczają do domu ani psa, ani kota. W Białobrzegach (podkarpackie) pies kopiąc doły koło domu, zaznacza, że ktoś z rodziny mieszkającej w owym domu, wkrótce umrze; ma on bowiem widzieć zbliżającą się śmierć”. Wedle mieszkańców okolic Zamościa i Hrubieszowa wycie psów przepowiada wojnę lub „powszechną śmierć w okolicy”.

Zabobony związane z psami nie zawsze ograniczały się do chłopów. Fischer odnotowuje, że „szlachta polska w Delejowie (obecnie tereny Ukrainy – przyp. red.) wierzy, że gdy pies wyje, prowadzi rozmowę z djabłem, zresztą przeczuwa również ogień, chorobę lub śmierć któregoś z domowników”.

Według Fischera tego typu przesądy obowiązują w krajach ościennych i nie tylko. W to, że wycie psa lub kopanie przez niego dołów wróży śmierć i nieszczęście, wierzą również Bułgarzy i Austriacy. Podobne przesądy istniały w Anglii, Francji i we Włoszech. Są oczywiście pewne różnice – nawet w obrębie Polski, np. w niektórych regionach śmierć zwiastuje pysk psa zwrócony w dół, w innych regionach – w górę.

Kiedy koń grzebie nogą

fot. Bolesław Augustis

Pies to jedno z wielu zwierząt, które swoim zachowaniem zwiastują na wsi jeśli nie śmierć, to przynajmniej nieszczęście. Przed złym losem ostrzega również koń grzebiący nogą w ziemi. „W Przebieczanach (małopolskie) kiedy ksiądz do chorego przyjedzie, a koń nogą grzebie, twierdzą, że chory umrze.

W Ropczycach (podkarpackie) gdy w niebezpieczeństwie życia zawołają księdza, wnioskują wedle koni zaprzężonych do wózka, na którym ksiądz przyjechał do chorego, a jeśli stojące przed domem grzebią ziemię kopytami, to choremu grób kopią, a więc umrze. W Nowym Targu rżenie koni i grzebanie nogą przed podróżą zwiastuje nieszczęście w podróży. (…) Koń równie jak pies może widzieć ducha, a wiara ta szczególnie powszechna jest w Niemczech” – zauważa Fischer i dodaje, że „w Puciłkowiczach (obecnie Białoruś) jeżeli koń, wywożąc umarłego z domu, zrobi nieczystość, zapowiada również komukolwiek z rodziny chorobę i rychły zgon”.

Krtek na venkově, czyli krecik na wsi

Krecik z czechosłowackich kreskówek był nader sympatycznym stworzeniem, chociaż czasami niechcący zbytkował, jak wtedy, gdy znalazł radio tranzystorowe i przepłoszył muzyką zwierzęta w lesie. Ale to było w drugiej połowie XX wieku. Tymczasem w epoce przedtelewizyjnej, zanim reżyser Zdeněk Miler ocieplił wizerunek tego podziemnego ssaka, w niektórych rejonach Francji uważano kreta za diabelskie stworzenie. „Gdy Pan Bóg stworzył człowieka, diabeł chciał naśladować dzieło Boże, ale stworzył tylko kreta o łapkach podobnych do małych dłoni” – cytuje ludową mądrość Fischer. Oprócz tego powszechnie wierzono, że kret nie ma oczu. To nieprawda, ma oczy, które są niewrażliwe na światło, ale lud wiedział swoje: „Nie ma oczu, bo mu ich nawet po korytarzykach kopanych pod ziemią zupełnie nie trzeba, bo i po co zresztą, nasypałoby mu się przecież piasku do ócz tylko”. Według rosyjskiej legendy Pan Bóg nie dał kretowi oczu, mówiąc „Dam ci oczy wtedy, gdy wyryjesz tyle pagórków, ile gwiazd na
niebie”.

No i krety ryją, co drzewiej niepokoiło lud na wsiach. Ta podziemna aktywność (kret może przekopać 12-15 metrów w ciągu godziny) sprawiła, że krety okryły się niesławą. „Kret pozostaje w związku ze światem umarłych i jest jednym z licznych zwiastunów śmierci” – stwierdza w swojej pracy Fischer. We wschodniej
i południowej Polsce „kret ryjący tuż pod progiem domu, czyli pod przyciesią, spod domu na pole, zwiastuje, że ktoś z domowników umrze, a gdy zaś wyryje kretowinę z pola do izby lub sieni, jest to oznaką, że ktoś lub coś przybędzie do domu. (…) W okolicach Andrychowa (małopolskie) jeśli kret wyryje ziemię z domu na zewnątrz, ktoś w domu tym rozstanie się z życiem”.

W okolicach Tarnowa (małopolskie) kret nie musi nawet ryć ziemi pod progiem. Wystarczy, że wyryje ją gdzieś w pobliżu domu lub bodaj na polu, i nieszczęście gotowe: „Gdzie krety poczną mocno ryć ziemię i na powierzchni ukaże się mnóstwo kretowin, tam niewątpliwie wkrótce zawita zaraza i wykopie mnóstwo świeżych mogił. Polacy w Delejowie (dzisiejsza Ukraina) sądzą, że kret żyjący w chacie wróży śmierć kogoś z rodziny. (…) Analogiczne zapatrywania można zauważyć u innych ludów słowiańskich. Na Morawach, gdy kret ryje w kierunku ku domowi, liczba mieszkańców powiększy się, jeśli od domu – ktoś umrze”.

Fischer zauważa, że „kret staje się zwiastunem śmierci nie tylko ze względu na swe dziwne cechy zewnętrzne, ale szczególnie przez swe rycie w ziemi, które równie jak kopanie psa i grzebanie konia w umyśle ludzkim kojarzy się z grzebaniem, a więc ze śmiercią”.

„Pójdź w dołek, pod kościołek”

fot. Jan Siwicki

„Z pomiędzy istot żyjących ptak jest może najważniejszem praźródłem wszystkich wyobrażeń o bóstwie i tajemniczej sile świętej. Stąd też (…) szuka się związku ptaków ze światem umarłych. Zachowanie się ptactwa bywa też niejednokrotnie wróżbą dla człowieka, zwiastuje mu złą lub dobrą dolę, a także i śmierć”
– wywodzi Fischer.

„W Galicji zachodniej lud opowiada, że dom, który ma śmierć nawiedzić, opuszczają ptaki. W Puciłkowiczach na Białej Rusi, gdy do domu mieszkalnego wleci jakiś ptaszek, wróży to jednemu z mieszkańców bliską chorobę i śmierć”.

Nie wszystkie ptaszki musiały wlatywać do domu, żeby wróżyć nieszczęście. W przypadku sowy wystarczył tylko jej głos. „Sowa jest posłańcem i wróżką śmierci, a głos jej uchodzi za śmiech samego djabła. Lud nasz prawie powszechnie wierzy, że sowa swem nocnem hukaniem zapowiada śmierć” – zaznacza Fischer. „Gdy sowa w nocy przeleci nad domem i nad nim zakrzyczy lub usiądzie na drzewie i stąd zakrzyczy albo zakwiczy, jedna z miejscowych osób pójdzie na tamten świat, bo sowa ją woła do siebie słowy: «Pójdź! Pójdź!». (…) W poznańskiem za wróżbę śmierci uchodzi hukanie sowy na dachu, która wedle wyobrażenia ludu woła: «Pójdź, pójdź w dołek, pod kościołek», skąd ją także pućką nazywają. (…) Gdy w Krzeszowicach (małopolskie) sowa wleci komu do stodoły, to śmierć do niego już zaglądać poczyna.

W Rudkach (obecnie Ukraina) sowa latająca nocą ponad domem i piszcząca głosi czyjś gon, zwłaszcza jeśli kto w tym czasie ciężko choruje. (…) W Zamojskiem i Hrubieszowskiem puszczyk swoim śmiechem wyszydza i śmierć sprowadza słyszącym. Mówią również: «Sowa na dachu kwili, ktoś pewnie umrze po chwili»”. Jedynie mieszkańcy Puciłkowicz mieli szanse wyjść obronną ręką ze spotkania z pohukującą sową: jej krzyk, zbliżony do płaczu dziecka, wróżył macierzyństwo którejś z kobiet, ale biada temu, kto nie dopatrzył się w pohukiwaniu tego podobieństwa, bo to oznaczało chorobę i śmierć.

Wykrakać śmierć

Współcześnie widok kruka stanowi przykrość głównie dla pracowników MPO, ponieważ zwiastuje resztki jedzenia powywalane z okolicznych koszy na śmieci. Kruki stały się istotną częścią tkanki miejskiej, w której z powodzeniem odnalazły swoją niszę, paskudząc odchodami samochody w okolicach mniej obfitujących w gołębie. W przeszłości pojawienie się tego ptaka miało poważniejsze konsekwencje. Fisher pisze, że „wśród ptactwa kruk jest często symbolem złego, śmierci i zniszczenia. Posiada bowiem zarówno on sam, jak w ogóle cała rodzina kruków wszelkie do tego warunki zewnętrzne, a więc czarne upierzenie, przykry i smutny głos, żywienie się ścierwem”. W okolicach Krakowa i Wielbarku (warmińsko-mazurskie) kracząca wrona zapowiadała nieszczęście. W Makowie (małopolskie) jeżeli kruk zakrakał trzy razy nad głową przechodnia, wróżyło to rychłą śmierć. „W Galicji zachodniej jest przekonanie, że kiedy gawron kracze, siedząc na domu, ktoś w domu tym umrze. Podobne wierzenie istnieje u ludu nadrabskiego, gdy kruk nad domem przeleci, krzycząc: «Trup, trup!».

Z Długoręki (Długołęki? – przyp. red.) znamy również przesąd, że krakanie kruka nad domem zapowiada śmierć kogoś z domowników. Gdy kruk nad lasem przeleci, kracząc, lud w Żdzarach (region nieustalony, istnieje kilkanaście miejscowości o tej nazwie – przyp. red.) uważa to za zwiastowanie śmierci w lesie.
W ogóle zaś w Nowym i Starym Sączu oraz w Krościenku kraczące kruki zwiastują nieszczęście lub smutek. Również krakanie wron nad domem lub nad głową człowieka jest powszechnie oznaką niezawodnego nieszczęścia, a nawet śmierci (Szczepanów, Krzeszowice). Aby to nieszczęście oddalić, chłopi żegnają się i mówią: «Oho, jakieś nieszczęście, a czegoż się tak drzesz?» (Zaborów) albo «Żebyś sie ozpukła» (Wola Batowska), albo «żebyś sie ozdarła» (Hecznarowice, Wola Batowska).

Indziej żegnają się i odmawiają „Ojcze nasz” i „Zdrowaś Marja” (Witanowice) albo też plują, mniemając, że to wronie w oczy. (Osieczany) [obydwie miejscowości w Małopolskiem – przyp. red.].

W Puszczy Sandomierskiej, gdy jedna wrona kracze nad głową człowieka, to mu zapowiada pewne nieszczęście; ażeby je odwrócić, niech trzy razy splunie i powie: «A to tego cię twa mać naucyua, to ji, tak wouáj».

Fischer zauważa, że „zestawienie przesądów polskich z europejskiemi wykazuje prawie zupełną ich zgodność nawet w szczegółach, a więc zakrakanie kruka z lewej strony, krakanie nad kimś lub nad domem. (…) Jedna rzecz występuje w każdym razie widocznie, że właściwym ptakiem złowróżbnym
w Polsce jest kruk”.

Komu kukułkę?

fot. Bolesław Augustis

W powojennej Polsce kukułka zwiastowała dwie rzeczy: dzieciom zepsute albo nadłamane zęby (twarde cukierki o tej nazwie kupowane na wagę), każdemu zaś finansowy dobrobyt do następnego roku, o ile miał przy sobie pieniądze, gdy „okukała” go pierwsza napotkana wiosną kukułka.

W ogóle ptak ten kojarzony jest w Polsce jako szczęśliwy zwiastun z dwoma wyjątkami: „Jest tylko wierzenie w Brzeżówce w Ropczyckiem i w Poroninie, że kto pierwszy raz na wiosnę bez śniadania wyjdzie w pole orać i usłyszy kukułkę, już na przyszłą wiosnę orać nie będzie” – odnotowuje Fischer.

Dajmy zatem spokój kukułkom, bo one jako zwiastun nieszczęść i śmierci są bardziej znane na wschód od Polski, gdzie – jak podaje Fischer – „kukułka odgrywa bardzo znaczącą rolę jako złowroga wieszczka”. Popatrzmy w polskie niebo: jakie ptactwo grozi mieszkańcom wsi złym losem? O, leci: długi, zielony ogon, biało-czarne pióra, ale skrzydła raczej takie niebiesko-zielone.

Ani chybi sroka. „Gapi się jak sroka w gnat” – brzmi powiedzenie. Niesłusznie. Sroki jako jedyny gatunek, poza ssakami, zdają test lustra, czyli test samoświadomości. Znaczy, jak sroka widzi swoje odbicie, to rozumie, że ona to ona. A zatem jest inteligentniejsza od reszty ptactwa. Niestety oprócz tego też nieprzyjemnie skrzeczy i to skrzeczenie wywoływało u ludności wiejskiej nieprzyjemne skojarzenia. „W ziemi dobrzyńskiej wierzą, że gdy sroka zaskrzeczy pod oknem, niezawodnie umrze jakiś krewny. W Sieradzkiem sroka skrzecząca na płocie jest zwiastunem śmierci, jeśli ktoś w domu jest chory. Podobnie u ludu okolicy Żarek, Siewierza i Pilicy sroka skrzecząca przed samem oknem wróży nieszczęście. W ziemi chełmskiej gdy sroka skrzeczy, przeleciawszy nieopodal chaty, lud mówi, że «jak bardzo szczeka, to albo wyszczeka, albo przeszczeka» (to jest albo sprowadzi gości, albo zwiastuje komu bliską śmierć)”
– odnotowuje Fischer, ale zastrzega, że „o ile lud nasz zna bardzo wiele przesądów związanych ze sroką, szczególnie powszechny o zapowiadaniu gości, o tyle sroka jako zwiastunka śmierci przez skrzeczenie zdarza się na obszarze polskim dość rzadko”.

Fischer zaznacza też, że na wschód od Polski jako zwiastuny śmierci znane są również jaskółki oraz dzięcioły i choć osobiście nie spotkał się z tymi przesądami na terenach polskich, niewykluczone, że gdzieś w pojedynczych miejscach takowe ze wschodu przeniknęły.

Co może wyskrobać kura pazurem

Według brytyjskiej organizacji PETA kura w środowisku naturalnym wychodzi cało z 9 na 10 ataków drapieżników. Obfitość kurzych trucheł na sklepowych ladach i w piekarnikach KFC świadczy o tym, że kurze fermy sprzyjają atakom drapieżników bardziej niż środowisko naturalne.

Kura jest najbliższym żyjącym krewnym Tyranozaurusa Rexa, drapieżnego mięsożercy, który mierzył do 6 metrów i wyginął jakieś 66 mln lat temu, zostawiając nam po sobie wkładkę rosołową. Bardzo wątpliwe jest, że chłopi w przedwojniu kojarzyli kurę z budzącym postrach u współczesnych sobie ssaków dinozaurem, a mimo to kura stała się zwiastunem śmierci. No, może nie sama kura, ale jej gdakanie. Gdacząca kura przepowiada śmierć i sama się na nią naraża. Fischer (cytując też innych autorów) sypie tu przykładami jak z rękawa.

„W Poznańskiem pianie kury zapowiada śmierć lub chorobę. Podobne wierzenie na pruskiem Mazowszu. Już u Szymona Grunaua z XVI wieku podano zabobon, że kiedy kury wabią, mają one widzieć ducha, który błąka się w pobliżu i pragnie być przy ludziach. U Pisańskiego również za nieszczęśliwy znak uważa się, kiedy kura gdacze, i niewinna ta wieszczka zazwyczaj przepłaca potem głową swoje zuchwalstwo. W tej formie znany też przesąd z Działdowa. Kura gdacząca oznacza wielkie nieszczęście. Kura w takim razie jest nieodwołalnie zgubiona; natychmiast ucinają jej głowę. W okolicy Orłowa również kura piejąca jest prorokiem nieszczęścia; aby zażegnać grożące nieszczęście, baby zapisują takie lekarstwo: wymierz kurą całą izbę od ściany naprzeciwległej drzwiom aż do samych drzwi. Jeżeli przy ostatniem obróceniu ogon kury leży na progu, to go zetnij, a gdy łeb, to łeb jej zetniesz, a rosół dobry wynagrodzi hojnie stratę kury.

W ziemi dobrzyńskiej pianie kury oznacza nieszczęście, dlatego chłopka taką kurę zarzyna. Na Kociewiu (Pomorze Gdańskie), kiedy w jakim domu zacznie piać kokosza, to z tego domu wnet ktoś umrze; niektórzy, co w to mocno wierzą, zaraz taką kurę zabijają.

Opowiadają o jednym człowieku, że wyganiał kury z warzywa, wtenczas się jedna obróciła, spojrzała mu w oczy i głośno zapiała, a w parę tygodni potem umarł. Znów jedna niewiasta powiada o swoim wuju, że «był cieślą i obrabiał drzewo, zaczęły mu się tam kręcić kury, począł je odganiać, wtenczas obróciła się też jedna, spojrzała na niego i zapiała, a trzeciego dnia przy tem samem drzewie ruszył go paraliż i było po nim». A pewien chłopak jednego poranku przyszedł do izby i powiada: «Wy jeszcze leżyta, wstajta, bo na wsi dziś piała kura», a wkrótce chłopak ten zachorował na tyfus i czwartego dnia umarł”.

Nierade kury na wesele, ale muszą – głosi staropolskie powiedzenie. Nic dziwnego, kura była stałym elementem weselnego stołu. Kura daje jajka, od święta zapewnia mięso. Niejeden chłop nie wyobraża sobie gospodarstwa bez kury. Dlaczego więc odgłosy tego pospolitego na wsi zwierzęcia wywołują lęk przed śmiercią?

„W okolicy Zarek, Siewierza, Pilicy pianie kury grozi śmiercią komuś z domowników. W Galicji zachodniej wierzenie o złowróżbnem znaczeniu piania kury powszechne, również w Łopusznie nad Dunajcem. W Radłowie natomiast wróży śmierć pianie kura przed północą, w Tarnowskiem zaś, gdy się za kurą ździebło włóczy. W Ropczyckiem w którym domu kura zapieje, tam skrywa się zły duch. Gdy kura pieje, to się djabeł cieszy. Gdy kura zapieje rano, to się wydarzy w tym dniu nieszczęście. W Puszczy Sandomierskiej kura piejąca kogucim głosem zaznacza, że w niej djabeł siedzi i w chałupie będzie wojował, dlatego taką kurę kobieta zaraz zabija; taka kura przepowiada śmierć, więc należy ją sprzedać (Krzeszowice) albo uciąć jej głowę, bo to zły duch w jej postaci zapiał (Żdżary), albo wreszcie wziąć złowieszczą kurę i od ściany do progu pomierzyć nią podłogę, przewracając głową i ogonem, a na progu uciąć to, co wypadnie, tj. głowę albo ogon (Krościenko, Myślenice, Szczepanów). W Białobrzegach w pow. łańcuckim mówią o kurze piejącej, że kogoś «wypieje» (ktoś umrze wkrótce).

W Lubelskiem panuje przesąd, że gdy kura pozjada okruszyny ze święconego, będzie piała jak kogut. Kura skrzeczy lub pieje chrapliwym głosem, a stąd powszechnie mówią, że ją «djabeł drze». Taką kurę albo zaraz sprzedają, albo łeb odcinają, a potem ją trzeba ugotować i zjeść.

W Studziankach w chwili czyjegoś zgonu czasem biała kura nie wiadomo skąd się weźmie na płocie, zagdacze i «wnet jako para zginie». U polskiej szlachty w Delejowie znaczenie wierzenia uległo zmianie o tyle, że «jak kura pieji, będą gości złodzieji». Mierzą długością tej kury odległość od stołu do progu i gdy wypadnie głowa na progu, ucinają ją, a kurę jedzą, gdy ogon – ucinają go, a kurę zostawiają przy życiu”.

Tyle Fischer. No dobrze, przykładów, że pianie kury nie wróży nic dobrego, mamy bez liku. Ale jaka jest przyczyna tego wierzenia? „Fakt wielkiej roli przesądowej koguta w połączeniu ze stałym objawem ludowej wyobraźni, iż wszelka niezwykłość i nienaturalność w przyrodzie ma swe głębokie i tajemne przyczyny, a tem samem jest zapowiedzią jakichś również niezwykłych wydarzeń, spowodował prawdopodobnie powstanie wierzeń, że piejąca kura uważana jest prawie powszechnie za zapowiedź nieszczęścia, a niekiedy, dość często zresztą, śmierci”

To tłumaczenie Fischerowi chyba nie do końca wyszło. Kogut rzeczywiście występuje w przesądach, ale jego pianie symbolizuje jutrzenkę, nadzieję. Pianie koguta przepędza wszelkie strachy i upiory. Gdzie tu więc miejsce na śmierć? A ta „niezwykłość i nienaturalność w przyrodzie”? Cóż wszak może być dla chłopa mniej niezwykłe i bardziej naturalne niż… kura? Chyba jednak pytanie, dlaczego gdakanie kury zwiastuje śmierć, musi poczekać na odpowiedź.

O innych przesądach dotyczących nadejścia śmierci będziemy 
pisać w przyszłości na stronie „Kultury Pogrzebu”

Copyright 2023 | Realizacja: cemit.pl