Magazyn
branży pogrzebowej

Twarz pięknej nieznajomej

Maski pośmiertne były niegdyś bardzo popularne. Tradycję ich robienia wyparły fotografia i zmiany kulturowe, jakie zaszły w XX wieku.

Maski pośmiertne były znane już w starożytności. Grecy wykonywali je z wosku i składali do grobów. Przesądni Rzymianie robili je tylko dla swoich cesarzy, a woskowy odcisk twarzy władcy (effigie) był wystawiany na widok publiczny. W średniowieczu maski służyły jako ozdoby. Wykonywano je zarówno dla władców, jak i dla szlachty, bogatych mieszczan czy innych ważnych osobistości.

W XIX wieku maski przeżyły swój renesans, podobnie jak tradycja tworzenia gipsowych odlewów rąk. Maski były szczególnie przydatne podczas sporządzania portretów. Dziś specjaliści w dziedzinie anatomii człowieka mogą bez problemu stwierdzić, czy dany portret został wykonany na podstawie maski pośmiertnej (poznają to po pewnych zmianach, które  po śmierci pojawiają się na twarzy).

Gipsowe kopie swojego pośmiertnego wizerunku ma wiele znanych osób, np. Alfred Hitchcock, który zmarł w 1980 roku, a jego twarz doskonale znamy z telewizji. Swoją maskę posiadają też Alfred Nobel, George Washington, Abraham Lincoln czy Maria Antonina. Jessie James i Butch Cassidy, rabusie z Dzikiego Zachodu, też zasłużyli na uwiecznienie ich podobizn w gipsie.

Jak tworzono maski? Zmarły był sadzany na krześle ze specjalnym blatem. Gipsowy odcisk wykonywano zgodnie z zasadami sztuki formierskiej − po zdjęciu formy wypełniano ją gipsem, a samą formę obtłukiwano, dzięki czemu powstawała tylko jedna maska, która do złudzenia przypominała twarz zmarłego. Przy jej ściąganiu dochodziło do lekkiej deformacji odlewu (szczególnie dotyczyło to warg), więc żadna maska nie oddaje idealnie wyglądu zmarłego.

Bardzo dużo zależało od umiejętności osoby wykonującej odcisk. Do pracy nie można było zabrać się zbyt szybko (po wystąpieniu stężenia pośmiertnego), ale też nie za późno. Ważne było również to, by gips został przygotowany ze składników we właściwych proporcjach.

Im mniej wiernie, tym lepiej

Zabawna anegdota wiąże się z odlewem twarzy Chopina. Rzeźbiarz Jean-Baptiste-Auguste Clesinger działał w pośpiechu, wykonywał bowiem maskę pod presją przyjaciół kompozytora, kilka godzin po jego śmierci. Ekspertyzy materiału wykazały, że Clesinger źle dobrał proporcje zaprawy, a poza tym był mało precyzyjny w jej nakładaniu. W efekcie maska, którą stworzył, była bardzo naturalistyczna, twarz Chopina wyglądała na wychudzoną i nie miała wiele wspólnego ze szlachetnym wizerunkiem wielkiego kompozytora.

Krytykowany za swoją pracę Clesinger cztery dni później ponownie zabrał się do pracy, tym razem na spokojnie, i stworzył nowy egzemplarz. Ten był już bardziej zgodny ze społecznymi oczekiwaniami. Twarz Chopina miała odpowiednie proporcje i szlachetny wyraz. Na podstawie maski powstawały kopie, które trafiły do muzeów, prywatnych kolekcji i miłośników twórczości autora „Etiudy rewolucyjnej”. Sporo z nich w znacznym stopniu odbiegało od pierwowzoru: wielu kopistów, czy to z nadmiaru fantazji, czy braku umiejętności, dodawało „trochę” od siebie.

Najczęściej całowana

Co tam jednak Chopin! Najbardziej znana maska pogrzebowa należy do pewnej kobiety, której ciało wyłowiono z Sekwany (Inconnue de la Seine). Była ona znana jako La Belle Italienne. Wiąże się z nią ciekawa historia, w której prawda miesza się z fikcją.

Wiemy na pewno, że jej ciało wyłowiono z Sekwany w latach 80. XIX wieku. Dalej wątki tej historii się mieszają. Według jednych przekazów pośmiertną maskę wykonał oczarowany urodą kobiety lekarz patolog. Inni twierdzą, że to policja, chcąc znaleźć rodzinę zmarłej, zleciła wykonanie jej podobizny. Wizerunkiem młodej, wyglądającej jakby spała kobiety o tajemniczym uśmiechu wkrótce zainteresował się cały Paryż. Choć może zamiast słowa „zainteresował”, bardziej pasowałoby „oszalał”. Kobiety obcinały włosy na wzór fryzury młodej topielicy, poeci pisali o niej wiersze, a malarze malowali jej portrety.

I pewnie nikt by o niej dziś nie pamiętał, gdyby nie Amerykanie, którzy w latach 60. XX w. opracowali resuscytację krążeniowo-oddechową (sztuczne oddychanie i masaż serca). By nauczyć innych, jak prawidłowo ją wykonać, potrzebowali realistycznego manekina. Fantom powstał w Norwegii. Jego autor, Asmund Laerdal, zadbał w 100 proc. o to, by w jak największym stopniu przypominał on człowieka, jeśli chodzi o kształt czy możliwość ułożenia manekina w pozycji zbliżonej do ludzkiego ciała. Użył w tym celu odpowiedniego tworzywa sztucznego. A do zrobienia odlewu twarzy wykorzystał, jak się pewnie domyślacie, maskę pośmiertną nieznajomej kobiety wyłowionej z Sekwany.

Podobno na wzorowanych na jej wyglądzie manekinach trenowało ratowanie życia już 400 mln osób. Możemy więc zaryzykować stwierdzenie, że nie ma na świecie drugiej twarzy, która zebrała tak dużą liczbę pocałunków!

Copyright 2023 | Realizacja: cemit.pl