Magazyn
branży pogrzebowej

„Aaaa….” – wezmę udział w pogrzebie, tanio

Myśleliście, że czas płaczek pogrzebowych i wynajętych żałobników, którzy na pogrzebie robią sztuczny tłum, już minął? Jeśli tak, to się mylicie!

Profesjonalni żałobnicy. Prawda, że wyglądają wiarygodnie? źródło: goldengatefuneralhome.com

Profesjonalni żałobnicy są obecni na ceremoniach pogrzebowych od bardzo dawna. Byli oni w antycznej Grecji, starożytnym Egipcie czy w Chinach, gdzie pełnili ważną funkcję religijną. Płaczki były bardzo poważane w kulturach Bliskiego Wschodu. Czuwały one przy zmarłych, 

a w procesji szły przed trumną. Do ich zadań należało głośne lamentowanie i wspólne śpiewanie pieśni żałobnych. Przypisywano im wręcz mistyczną rolę łącznika między światem zmarłych a żywych. 

Tak Halina Rudnicka w „Uczniach Spartakusa” opisywała śmierć Kriksosa: „Na wysokim łożu, nogami ku wyjściu, ubrany w złote łańcuchy i nausznice, tak jak lubił za życia, spowity w purpurowe sukno leżał Kriksos. Wokoło ustawiły się płaczki i muzykanci. Jękliwymi głosami, wpół płacząc, wpół śpiewając, płaczki zaczęły wychwalać dzielność, odwagę i hojność zmarłego, ale zagłuszały je przeraźliwe dźwięki piszczałek i fletów”.

W Izraelu nawet najbiedniejsi mieli obowiązek zatrudnić do pogrzebu przynajmniej dwóch flecistów i jedną płaczkę. W niektórych rejonach Radżastanu kobiety do dziś są zatrudniane jako zawodowe żałobniczki. Określane są one mianem „rudaali” (roo-dah-lee), co dosłownie możemy przetłumaczyć jako płacząca kobieta. Ich rolą jest publiczne wyrażanie żalu za członków rodziny, którym ze względu na status społeczny nie wolno okazywać emocji. Zachowują się one bardzo żywiołowo. Głośno płaczą, lamentują, padają na ziemię, teatralnie przy tym zawodząc. Ich zachowanie sprawia, że pozostali żałobnicy nie wstydzą się publicznie manifestować swoje emocje.

W wiktoriańskiej Anglii ludzie fascynowali się śmiercią, a wyższe sfery uwielbiały organizować okazałe pogrzeby. W tym celu wynajmowano gapiów mających robić sztuczny tłum. Oczywiście nie było tu mowy o głośnym płaczu czy innych ekstrawaganckich formach okazywania żalu. Obowiązywała powściągliwość i elegancja. Zwyczaj ten obśmiał Charles Dickens w książce „Oliver Twist”, określając go jako sztuczny i fałszywy – bo cóż z prawdziwą żałobą i smutkiem ma ktoś, kto płacze za pieniądze? Żałobników wynajmowano również we Francji. 

W Paryżu po śmierci wróżki, panny Lenormand, w 1843 r. za karawanem jadącym na cmentarz Pere Lachaise szło ponad sto zawodowych płaczek ze świecami w dłoniach.

Także w polskiej kulturze jeszcze do niedawna, szczególnie na wsiach, można było spotkać płaczki. Zwano je również łzawicami czy chłostkami. Były to niemłode już panie, które wynajmowano po to, aby podczas czuwania przy trumnie (oczywiście w domu) głośno odmawiały różaniec, modliły się i intonowały pieśni. Z czasem zwyczaj ten wyewoluował i instytucja płaczki stała się po prostu czymś w rodzaju sąsiedzkiej usługi czy uprzejmości. Z pogrzebu swojego dziadka, odbywającego się na jednej z dolnośląskich wsi we wczesnych latach 90., pamiętam kilka odzianych w czerń pań w podeszłym wieku, które od rana do nocy w asyście kopcących świec czuwały przy katafalku i głośno odmawiały różaniec.

Obecnie płatni żałobnicy są wykorzystywani z tych samych powodów, co dwa tysiące lat temu. Ludzie nadal mierzą wartość zmarłego miarą liczby osób, które uczestniczą w jego pogrzebie. Innym powodem, by skorzystać z usług płatnego żałobnika, może być to, że zmarły ma niewielu żyjących krewnych lub ci mieszkają zbyt daleko i nie mogą wziąć udziału w ceremonii.

Do tego nawiązuje piękny zwyczaj praktykowany na cmentarzu narodowym w Arlingron, gdzie od lat 40. działa grupa wolontariuszek o nazwie Arlington Ladies. Panie biorą udział we wszystkich pogrzebach, aby mieć pewność, że żaden żołnierz nie zostanie pochowany samotnie. Tradycję zapoczątkowano w 1948 roku, gdy jeden z generałów, który brał udział w każdej ceremonii pogrzebowej, zauważył, że przy niektórych pochówkach obecny był tylko kapelan wojskowy. Z tego samego powodu na wielu innych cmentarzach jest obowiązkowa asysta wojskowa.

źródło: www.arlingtoncemetery.mil

Jeszcze do niedawna w angielskim Essex oferowano usługę „Rent a Mourner” („Wynajmij żałobnika”). Za 45 funtów można było wynająć profesjonalnych, dyskretnych żałobników, którzy brali udział w pogrzebie i w sposób przekonywający opłakiwali śmierć ukochanych przyjaciół i członków rodziny osób, które im płaciły. Przed pogrzebem krewni spotykali się z wynajmowanymi żałobnikami, żeby omówić szczegóły przebiegu ceremonii i porozmawiać o zmarłym. Aby wypaść wiarygodnie, zawodowi żałobnicy muszą dużo wiedzieć o nieboszczyku: poznać jego historię, upodobania i zwyczaje, ustalić, w jakich okolicznościach i kiedy mogli się poznać – zawsze może znaleźć się ktoś ciekawski, kto o to zapyta! 

Wynajęty żałobnik musi więc mieć w sobie coś z aktora, potrafić improwizować i mieć dobrą pamięć, aby móc przytoczyć wiele szczegółów w krótkim czasie. Strój zależy od charakteru ceremonii. Żałobnicy dostosują się zarówno do ponurej czerni, jak i założą ubrania np. w kolorach ukochanej drużyny piłkarskiej zmarłego.

W Stanach Zjednoczonych jeden z domów pogrzebowych w Teksasie, Golden Gate,  miał w swojej ofercie płatnych żałobników, ale usługa ta nie cieszyła się dużym zainteresowaniem. Część zakładów pogrzebowych na życzenie rodzin może wynająć zawodowych żałobników. Według portalu jobmonkey.com koszt pracy jednego waha się od 40 do 120 dolarów. Jeśli zatem nie mamy licznej rodziny, oddanego grona przyjaciół, a chcielibyśmy, aby nasz pogrzeb był okazały, już teraz zacznijmy odkładać na komercyjnych żałobników, którzy za drobną opłatą przyjdą nas powspominać i uronić łzę nad naszym grobem. 

Copyright 2023 | Realizacja: cemit.pl